środa, 25 maja 2016

Rozdział 21


- Mhm... tak - odpowiadam monotonnie do słuchawki. Od przeszło dwudziestu minut moja przyjaciółka opowiada mi o chłopaku, z którym idzie dziś na randkę. Wszystko co mówi wpuszczam jednym uchem, a wypuszczam drugim. Emily zdaje się to nie przeszkadzać, ponieważ już dawno musiała to zauważyć ale nie zaprzestaje monologu. Moje myśli krążą wokół wyprowadzki blondyna. Wczoraj, nieco ponad tydzień po mojej randce z Ethanem, przez który nie rozmawialiśmy w ogóle, oświadczył przy kolacji, że jego mieszkanie jest już skończone i dziś wraca do siebie. Przez resztę kolacji unikał mojego wzroku, a ja nie mam pojęcia o co mu chodzi. Ostatnie kilka dni cały czas znikał i czasami nie wracał na noc. Próbowałam odrzucić od siebie scenariusze o tym, że znalazł sobie dziewczynę, cóż albo pieprzy przypadkowe.
- Co się dzieje? - pytanie wyrywa mnie z zamyślenia. Dopiero po chwili uświadamiam sobie o co zapytała rudowłosa. Poprawiam się na kuchennym blacie, na którym usiadłam, gdy zorientowałam się że rozmowa nie będzie krótka.
- Nic. Co ma się dziać? - próbuje udawać, ale nigdy nie potrafiłam za dobrze kłamać, co potwierdza westchnienie dochodzące z drugiej strony słuchawki.
- Rosie, proszę cię. Wiesz, że jesteś beznadziejna w udawaniu, więc powiedz mi co się stało - w jej głosie pojawia się nutka upartości, która zwiastuje, że nie odpuści dopóki wszystkiego się nie dowie.
- Emm, nie chcę o tym... muszę kończyć. Pa! - urywam rozmowę, gdy mój wzrok krzyżuje się z brązem. Blondyn chwilę na mnie patrzy, po czym podchodzi obok miejsca, w którym siedzę i wyjmuje z lodówki jogurt. Moje policzki pokrywają się rumieńcem, gdy przenikliwy wzrok ląduje na moich nagich udach. Złym pomysłem było założenie spódniczki.
- Podasz łyżeczkę? - prosi, uprzednio odchrząkując. Jego ochrypły głos wysyła ciarki wzdłuż mojego kręgosłupa. A może to sprawka tego, że to pierwsze słowa od dawna wypowiedziane z ust blondyna, które skierowane były bezpośrednio do mnie. Sięgam do szuflady i podaję mu przedmiot, posyłając mu przy tym uśmiech. Nie chcę żeby wyprowadził się, gdy będziemy pokłóceni. Nie chcę tracić z nim kontaktu. Już sama świadomość, że nie będziemy się widzieć codziennie sprawia mi ból.
- Z kim rozmawiałaś? - słyszę ciche pytanie. Brzmi nieśmiało, przez co chwile zajmuje mi przetworzenie jego słów.
- Z Emily.
- To siostra twojego chłopaka, tak? - słyszę i krztuszę się śliną. Po chwili wybucham śmiechem, ponieważ wszystko zaczyna mi się układać w całość. Matt nie rozmawiał ze mną, ponieważ myślał, że chodzę z Ethanem. A to oznacza, że jest zazdrosny!
- Dlaczego miałbyś pomyśleć, że z nim jestem? - pytam, gdy dostrzegam nic nie rozumiejący wzrok blondyna.
- Byłaś z nim na randce! Więc, nie jesteście razem? - jego głos brzmi oskarżycielsko, ale jednocześnie ulga maluje się na jego twarzy, gdy kiwam twierdząco głową. Przypatruję się jak urzeczona, gdy uśmiech formuje się na jego twarzy. Nie mogąc się powstrzymać dźgam palcem dołeczek w jego policzku. Zamieram, gdy w jednej chwili chłopak znajduje się pomiędzy moimi nogami, a jego oddech uderza w moją twarz. Czerwień na mojej twarzy pogłębia się pod jego bacznym wzrokiem.
- Uwielbiam, gdy się tak rumienisz - wypowiada słowa, jednocześnie gładząc kciukiem mój policzek. Nieświadomie przygryzam wargę, którą uwalnia swoim palcem. Moje oczy zjeżdżają na jego pełne usta i nie kontrolując swoich czynów wplatam palce w blond kosmyki i napieram swoimi wargami na jego. Matt, pomimo chwilowego szoku, oddaje pocałunek, sunąc rękoma po moich udach, podwijając spódniczkę do góry. Gdy ściska jedno z nich, moje usta opuszcza cichy jęk, który brązowooki szybko wykorzystuje, pogłębiając pocałunek. Im dłużej to wszystko trwa, tym bardziej niechlujny się on staje. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje usta są już prawdopodobnie czerwone i opuchnięte, ale za nic nie chcę kończyć tego momentu.
Damski pisk wyrywa nas z transu w jakim się znajdowaliśmy. Matt odskakuje ode mnie, gwałtownie się obracając. Wzrok mojej mamy zjeżdżą w dół i dopiero, gdy blondyn poprawia mi szybko spódniczkę, orientuje się jaki widok zastali Hannah i Josh. Moje uszy niemiłosiernie płoną, gdy słyszę niepewny głos Josha.
- Wy... znaczy bo... - urywa nie wiedząc jak kontynuować. Niepewnie podnoszę wzrok do góry, przygotowując się na zawód w oczach mamy, lecz go tam nie dostrzegam. Wręcz przeciwnie, uśmiecha się ona delikatnie i puszcza mi oczko, gdy krzyżuje z nią wzrok. Jestem już kompletnie zagubiona.
- Następnym razem, powstrzymajcie się zanim nie będziecie w waszych pokojach, okej? - słychać rozbawienie w jej głosie.
- Mamo... skąd ty?
- Ohh,.. kochanie. Matki wiedzą wszystko - unoszę lewą brew i rzucam szybkie spojrzenie Mattowi.
- Co wiedzą? - pyta zdezorientowany Josh, patrząc po wszystkich.
- Nie tylko na ciebie działa urok rodziny Tarver braciszku - mówi blondyn, czym wprawia wszystkich w osłupienie. Śmieje się pod nosem, po czym niespodziewanie, ciągnie mnie za rękę. Wymijamy moją mamę i Josha. Posłusznie idę za chłopakiem, który kieruje się do wyjścia.
Zakrywam oczy przed oślepiającymi promieniami słońca, gdy opuszczamy dom. Zmierzamy w kierunku auta.
- Umm... Matt? Gdzie jedziemy? - pytam niepewnie, bo wciąż nie wiem, co znaczyły słowa, które powiedział w kuchni. Czy chodziło mu o to, że się we mnie zauroczył? Przechodzi mi przez głowę i na twarzy, wykwita niekontrolowany uśmiech.
- Pamiętasz jak mi kiedyś obiecałaś, że gdzieś ze mną pojedziesz? - patrzę na niego, nie przypominając sobie - Po kolacji z moimi rodzicami - tłumaczy, lecz jego głos drży na wzmiankę o staruszkach.
- Mhm, teraz sobie przypominam - posyłam mu uśmiech, żeby zapomniał o nieudanym wieczorze.
- Wsiadaj - otwiera przede mną drzwi i puszcza mi oczko. Parskam cicho na jego niecodzienne zachowanie.
Po chwili mkniemy już ulicami miasta. Dwudziestolatek, nie chciał mi zdradzić dokąd zmierzamy, więc zastanawiam się gdzie może mnie zabrać. Cisza zaczyna mi odrobinę przeszkadzać.
- Dzisiaj wracasz do siebie, tak? - przypominam sobie, że już nie będę go widywała tak często. Chłopak, korzystając z okazji, że stoimy na światłach, patrzy na mnie z niezidentyfikowaną miną. Denerwuje mnie to, że czasami nie mogę rozszyfrować jego uczuć. Cóż, trochę częściej niż czasami.
- Tak - krótka odpowiedź opuszcza jego usta. Samochód rusza, gdy ktoś z tyłu na nas trąbi.
- Mogę zapytać, gdzie tak właściwie mieszkasz? - pytam, gdy uświadamiam sobie, że tak naprawdę nie mam pojęcia, gdzie znajduje się jego mieszkanie.
- Zaraz zobaczysz - wzdycha - Nie potrafisz bawić się w niespodzianki - marszczy zabawnie nos, wydymając dolną wargę. Wygląda wtedy słodko, więc wpatruję się w niego nieświadomie. Przerywa mi ciche chrząknięcie. Szybko odwracam głowę, aby nie zauważył moich czerwonych policzków.
- Jedziemy do ciebie? - czuję wahanie czy zgodzenie się, aby z nim pojechać jest dobrym pomysłem.
- Dokładnie to przed chwilą powiedziałem, Rosie - tłumaczy i zagryza wargę, by się nie zaśmiać.
Fukam pod nosem i postanawiam więcej się nie odzywać. Po paru minutach, słyszę zachrypnięty głos.
- Chyba się nie obraziłaś, co? - nie odpowiadam - No dalej, księżniczko. Nie bądź taka - znów nic - Dobra, co mam zrobić, żebyś się odezwała?
- Stawiasz mi lody - wytykam na niego język.
- Chciałabyś - wiem, że tylko się ze mną przekomarza, więc postanawiam to ciągnąć.
- Proszę - robię do niego słodkie oczka, które zawsze działają na moją mamę, gdy czegoś chcę.
- Dobra ale coś za coś! - uśmiecha się szczerze, pokazując swoje dołeczki - Będziesz mi pozować.
- I tylko tyle? Nie ma spr...
- Do aktu - dodaje, a ja zamieram. Spoglądam na niego przerażona.
- Co? Nie - odmawiam, chociaż wiem, że jestem już skończona.
- Za późno! Już się zgodziłaś.
- Nienawidzę cię - syczę w jego stronę, co spotyka się z głośnym śmiechem jasnowłosego.
- A ja cię uwielbiam - mówi cicho, tak jakby nie chciał, żebym to usłyszała. Ale usłyszałam i przełykam głośno ślinę, bo cholera.









Notka od autorki:
Ostatnio nie było rozdziału, ponieważ nie miałam czasu usiąść przed laptopem, za co przepraszam! Taka przerwa była mi chyba potrzebna, ponieważ komentarze jakie dostałam, są dowodem na to, że ktoś to w ogóle czyta. Naprawdę podnosi mnie to na duchu, ponieważ już dawno przestało mi się podobać to opowiadanie. Do końca zostało już tylko siedem rozdziałów! Uwierzycie? Bo ja ciągle pamiętam wahania, czy opublikować to co udaje mi się napisać.
Do następnego! I jeszcze raz przepraszam osoby, które czekały ;)

środa, 11 maja 2016

Rozdział 20


Matt POV:

Kolejna już, dzisiejszego dnia kartka, ląduje na podłodze Wyciągam czystą i przywołuję w myślach obraz Rose. Jej piękny uśmiech, który chciałbym ciągle widzieć, i którego chciałbym być sprawcą. Następnie oczy. Najpiękniejszy odcień błękitu, którego nie potrafię opisać. Nie mam nawet do czego go porównać, ponieważ jest niepowtarzalny.
Biel nowej kartki, powoli zostaję zastąpiona szkicami brunetki. Zaprzestaję swoich ruchów i ciskam szkicownik na drugą stronę pokoju. Po pomieszczenia rozchodzi się hałas, w momencie jego zderzenia ze ścianą. Jestem wściekły, że nie potrafię przelać moich uczuć do niej na papier. Nie potrafię odzwierciedlić jej idealnej urody. Warczę pod nosem, zaciskając pięści. Ołówek, o którym zapomniałem, a który znajdował się w mojej dłoni łamie się na dwie części. W mojej głowie od niecałej godziny szaleje istna burza. Mam ochotę rozwalić wszystko, co spotkam na swojej drodze. W głowie pojawiają mi się obrazy mojej Rosie z tym... Widzę jak ją obejmuje, trzyma za rękę, całuje! Zaciskam szczękę i mimowolnie, po moim policzku spływa łza. Śmieję się z siebie w duchu. Czego ja się spodziewałem? Że po tym jak ją traktowałem, ona zechce ze mną być? Że się we mnie zakocha? Przecież jestem, tylko chłopakiem, który myśli, że ma talent. A tak naprawdę nie potrafi nic.
Beznadziejny. Do niczego. Beztalencie. Życiowa porażka. 
Określenia, które słyszałem przez całe swoje życie, odbijają mi się echem w głowie. Mieliście racje! Jesteście z siebie zadowoleni? Mam ochotę zadzwonić do swoich rodziców i im to wykrzyczeć. Powiedzieć jak bardzo ich nienawidzę. Jak okropnymi osobami są. Ludzie tacy jak oni nie powinni mieć dzieci. Jako mały chłopiec, zawsze czekałem, aż przyjdą do nie i mnie przytulą. Ale to nigdy się nie działo. Przez całe swoje życie nie usłyszałem od nikogo tych dwóch słów. Słów, który tak desperacko potrzebuje.
Nikt cię nigdy nie pokocha. Nie becz, tylko się postaraj. Jesteś takim okropnym dzieckiem. Z twoim bratem nigdy nie było problemów. a ty co? 
Zawsze byłem tym gorszym synem. Nie mam tego za złe Joshowi. On mnie wspierał. Pocieszał, gdy jako dziesięciolatek, ojciec zbił mnie, za to że dostałem złą ocenę. Wtedy jeszcze miał nadzieję, że pójdę w ich ślady.
Jesteś obrzydliwy. Przynosisz wstyd naszej rodzinie. Lepiej by było, gdybyś nigdy się nie urodził.
W wieku piętnastu lat, takie teksty były na porządku dziennym. Za każdy sprzeciw rodzicom, zostawałem karany. Widziałem ból w oczach Josha, gdy nie mógł nic zrobić. Gdy po wszystkim, przychodził do mnie i przepraszał. Za to, że mi nie pomógł. Nie byłem na niego zły.
Jako szesnastolatek, zacząłem się ciąć. Tak, jestem cholernie słaby. Nie wytrzymywałem, ciągłej krytyki. Teraz okropnie tego żałuję. szczególnie, że za każdym razem, gdy patrzę w lustro widzę blizny. Całe moje uda pokryte są cienkimi liniami, które już na zawsze będą mi przypominać cały ból. Już tego nie robię. Nie miałem żyletki w dłoni, od kiedy obiecałem to bratu. Nigdy nie zapomnę przerażenia w jego oczach, gdy znalazł mnie w łazience. Nie chcę, żeby cierpiał. Tylko ja, na to zasługuję. Nigdy nikt mnie nie pokocha. Jestem obrzydliwy. Dlaczego tak krucha i delikatna osoba jak Rose, miałaby być z kimś tak popieprzonym jak ja?
Nie zdaję sobie sprawy, że jestem pogrążony w rozmyślaniu tak długo, dopóki nie słyszę pukania w drzwi. Odchrząkuję chcąc pozbyć się chrypki.
- Tak? - mam nadzieję, że nikt tu nie wejdzie. Nie teraz.
- Zejdź na dół. Zrobiłam już kolację - informuje mnie Hannah.
- Nie jestem głodny.
- Na pewno?
- Tak - odpowiadam, chcąc żeby już stąd poszła.
I gdy słyszę stukot jej obcasów, znów pogrążam się w swoich myślach.

***

Rose POV:

Stoję niezręcznie pod moim domem, unikając wzroku Ethana. Powoli dociera do mnie powaga sytuacji. On chciał mnie pocałować. Brat mojej przyjaciółki chciał mnie pocałować. Mój kolega chciał mnie pocałować. A ja mu na to nie pozwoliłam. Czekam na jego reakcję, która jak na złość nie nadchodzi. Powoli podnoszę głowę i spoglądam na jego twarz. Chce mi się płakać, gdy dostrzegam grymas zawodu.
- Przepraszam - szepczę, ponieważ czuję się winna.
- Nie przepraszaj, proszę. To ja powinienem - odpowiada szybko, pocierając swój kark - Rozumiem, to pierwsza randka. Nie całujesz się na pierwszym spotkaniu. To zrozumiałe - kiwa głową.
- Nie, Ethan to nie o to chodzi. Ja nic do ciebie nie czuję - mówię, zdając sobie sprawę z tego, że cały czas myślałam o blondynie. Nieświadomie porównywałam ich w każdej chwili. Nie chcę zranić chłopaka, dlatego wolę to wyjaśnić już teraz.
- Umm... okej - odpowiada i jego głos się załamuje. Patrzy na mnie jeszcze chwile po czym przeklina cicho, gwałtownie się obracając i odchodzi.
 Wpatruję się w jego znikającą za zakrętem sylwetkę. Jestem na siebie zła, że w ogóle zgodziłam się na tą całą randkę, wiedząc że nic do niego nie czuję. Zrezygnowana otwieram drzwi i wchodzę do domu. W korytarzu panuje niczym niezmącona cisza, więc, gdy stawiam kolejne kroki, dźwięk rozchodzi się po pomieszczeniu. W salonie spotykam mamę i Josha. Nie zauważają mnie, oglądając jakiś film. Głowa Hannah spoczywa na ramieniu jej partnera, który ją obejmuje. Na mojej twarzy niekontrolowanie pojawia się uśmiech, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że Josh jest najlepszym co mogło spotkać moją rodzicielkę. Po cichu przemykam na górę i zatrzymuję się przed swoim pokojem, słysząc muzykę z pokoju obok. Korci mnie aby pójść do blondyna, ale miałam trzymać się od niego z daleka, a przebywając w jego towarzystwie zakochuje się coraz bardziej. Za każdym razem dostrzegam kolejne małe rzeczy, które tak bezgranicznie uwielbiam.






Notka od autorki:
Mamy historię Matta. Kto tak jak ja nienawidzi takich rodziców?

czwartek, 5 maja 2016

Rozdział 19

Nie mam pojęcia, dlaczego rozdział się nie pojawił. Byłam pewna, że go dodałam. Pierwszy raz stało się coś takiego, więc przepraszam wszystkich, którzy czekali i zapraszam na rozdział.



Ostatni tego dnia dzwonek rozbrzmiał parę minut temu, więc stoję przed szkołą i opieram się o drzewo, wypatrując w przejeżdżających samochodach tego, który należy do Josha. Jestem sama, ponieważ Emily ma jeszcze lekcje języka francuskiego. W oddali widzę zmierzającego w moją stronę Ethana. Chłopak nadal jest trochę dziwny, ale zdążyłam się już przyzwyczaić do jego ponurego humoru. Nastolatek zatrzymuje się przy mnie, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów po czym zapala jednego. Krzywię się, gdy do moich nozdrzy dociera duszący dym. Nic nie mówię, wiedząc że i tak mnie nie posłucha. W tym akurat w ogóle nie różni się od Matta. W sumie, to nie tylko w tym. Oboje są tak samo ignoranccy, ponurzy i wyglądają na typowego bad boya. Czarny ubiór, przerażający wzrok, a do tego są przystojni. jedynie ich uroda jest całkowitym przeciwieństwem. No i może jeszcze, blondyn jest bardziej wybuchowy. Obiekt mojego rozmyślania, wyrywa mnie z transu, pukając lekko w moje ramie.
- O czym tak myślałaś? - wydmuchuje dym, co moim zdaniem wygląda bardzo seksownie. Ale nie tak bardzo, jak wtedy gdy robił do Matt. Dlaczego ja ciągle ich porównuje?
- Tak jakoś... - próbuję się wykręcić, ponieważ nie powiem mu przecież prawdy - A ty co? Nie wracasz do domu? - zmieniam szybko temat.
- Mhm - słyszę i unoszę brew, odwracając wzrok z jezdni w jego stronę. Dopiero teraz zauważam, że intensywnie mi się przygląda. Peszę się, a moje policzki jak zwykle pokrywają się czerwienią - Mam pytanie.
- Umm... jakie?
- Wyjdź gdzieś ze mną - mówi spokojnie jakby był pewny, że się zgodzę.
- To nie było pytanie - odpowiadam głupio, ponieważ nie wiem co zrobić. Dlaczego on chcę iść ze mną na randkę? Bo to randka, tak? Zauważam jak auto partnera mojej matki podjeżdża na parking, więc widzę w tym szanse na ucieczkę. Jestem tchórzem - Muszę iść - rzucam i chcę się oddalić, ale czuję dłoń owijającą się wokół mojego nadgarstka.
- Poczekaj. Nie odpowiedziałaś mi - patrzy na mnie z determinacją, a papieros, który przed chwilą skończył rzuca na ziemię.
- Ethan, ja... - odwracam się na dźwięk klaksonu - Na prawdę muszę już iść.
- Będę po ciebie o osiemnastej - uśmiecha się do mnie zwycięsko, po czym puszcza moją rękę i odchodzi. Patrzę chwilę za jego oddalającą się sylwetką. Przypominam sobie o Joshu i pospiesznie, kieruję się na parking.
- Cześć. Jak w szkole? - pyta mężczyzna, gdy zapinam pasy.
- Nie pytaj. Dwa sprawdziany i do tego, zapytała mnie z fizyki - jęczę, ale w głowie ciągle się zastanawiam nad propozycją Ethana.
- Ten chłopak, z którym rozmawiałaś, to? - posyła mi pytające spojrzenie, gdy czekamy na zielone światło.
- Kolega - wyjaśniam, zakłopotana jego spojrzeniem.
- Przepraszam. Nie chciałem być wścibski.
- Nie musisz. Nie odebrałam tego tak - uśmiecham się do niego.

***

Do spotkania została mi jeszcze godzina, więc leżę na kanapie w salonie. Nie skupiam się na słowach prezenterki w telewizji. W mojej głowie ciągle pojawia się pytanie o całe to wyjście z Ethanem. Chłopak nigdy wcześniej nie pokazywał mi, że mu się podobam. Czasami spędzał z nami przerwy ale byłam pewna, że robi to ze względu na swoją siostrę. I co z Mattem? Czy to będzie w porządku, gdy pójdę z kimś innym na randkę? Przecież nie jesteśmy razem. To, że jestem zakochana w chłopaku, nie oznacza, że on we mnie też. Jestem prawie pewna, że nie darzy mnie żadnym specjalnym uczuciem. Toleruje, ponieważ jestem pasierbicą jego brata. Mieszkamy razem, więc spędzamy ze sobą czas, ale nie nikim dla siebie nie jesteśmy. Może to wyjście z chłopakiem, wcale nie jest takim złym pomysłem. Skoro nie mogę być z blondynem to muszę poszukać kogoś innego, żebym przestała czuć to co czuję do niego. Wiem, że to samolubne. W głębi duszy mam nikłą nadzieję, że chłopak będzie o mnie chociaż trochę zazdrosny. Zwłaszcza, że nie polubili się z Ethanem.
Z natłoku myśli, wyrywa mnie nie kto inny, jak obiekt moich rozmyślań. Unosi moje nogi, po czym siada i opuszcza je na swoje. Miejsce gdzie jego ręka styka się z moją nagą skórą pali. Karcę się za założenie spodenek. Przyglądam się jego twarzy, gdy zmienia kanały, aż w kończy zostawia jakiś program muzyczny. Odwraca się do mnie i  jego brązowe tęczówki, które swoją drogą, mają najpiękniejszy odcień jaki kiedykolwiek widziałam, wpatrują się w moje.
Posyłam mu uśmiech, który po pewnym czasie odwzajemnia, a moje serce chce wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Gdy jego ręka, przesuwa się po mojej nodze, czuję ucisk w podbrzuszu. Dlaczego ja tak na niego reaguję? Bo jesteś w nim zakochana, krzyczy głosik w mojej głowie. Krzywię się, co nie umyka blondynowi, który zadaje mi pytanie.
- Coś nie tak? - słychać zmartwienie w jego głosie. Jak ten chłopak, raz może być taki troskliwy, a następnym razem krzyczy bez powodu? I co ja mam mu odpowiedzieć? Że wszystko jest nie tak? Że jedyne co chcę, żeby teraz zrobił to mnie przytulił i powiedział, że też coś do mnie czuje?
- Muszę iść się przygotować - wybieram ucieczkę. Jak zwykle. Brawo Rose.
- Przygotować? - niezrozumienie, maluje się na jego przystojnej twarzy.
- Wychodzę z Ethanem - odpowiadam cicho, przyglądając się jego reakcji. Zaciska szczękę oraz dłoń na mojej nodze.
- Wychodzisz? - powtarza po mnie głucho. No dalej! Zabroń mi, powiedz że nigdzie nie idę! Nakrzycz na mnie i powiedz, że jestem twoja!
- To... miłej zabawy - nie! Nie to miałeś powiedzieć!
- Dzięki - uśmiecham się do niego, starając się ukryć, że jest to sztuczny uśmiech.
- Więc, to randka? Spotykacie się? - pyta i próbuję dostrzec wyraz jego twarzy, ale jego wzrok wbity jest w ekran telewizora.
- Chyba randka. Ale nie jesteśmy razem - dodaję szybko. Trochę za szybko.
- Pasujecie do siebie - po tym zdaniu, wstaję i wbiegam po chodach na górę. Po moim policzku wbrew mojej woli spływa słona ciecz, którą szybko ścieram. Nie mogę się teraz rozpłakać.





Notka od autorki:
Czeeść ludzie! Dzięki za ponad dwa tysiące wyświetleń. Nie spodziewałam się, że będzie ich, aż tyle. Serio, jedyne co mogę powiedzieć to wow!
See you soon!