środa, 17 lutego 2016

Rozdział 8


Dom And'ego jest przepełniony ludźmi. Muzyka rozbrzmiewa na całą okolicę i tylko czekam, aż któryś z sąsiadów zadzwoni po policję. Droga tu przebiegła w ciszy, ponieważ Matt chyba obrał sobie za cel ignorowanie nas lub udawanie, że w ogóle nie istniejemy. Aktualnie znajduję się w środku tłumu napalonych i ocierających się o siebie ludzi. Na początku miałam lekkie opory przed tańczeniem, ale teraz jestem już po kilku drinkach, więc postanowiłam wyluzować i nie przejmować się zachowaniem Matta. Swoją drogą, to ciekawe, gdzie on się teraz podziewa. Stoję tyłem do mojego przyjaciela, a jego ręce umieszczone są na moich biodrach. Ruszam się w rytm muzyki, ocierając się o niego. Próbuje powiedzieć Patrickowi, że chcę się napić, ale przez hałas nic nie słychać, więc łapię go za rękę i ciągnę w stronę kuchni, gdzie jest odrobinę ciszej. Biorę do ręki czerwony kubek, a drugi podaję brunetowi i wypijam całego na raz.
- Może tak trochę zwolnisz, co? - słyszę za sobą, dobrze mi znany głos. Odwracam się i kiwam głową na nie - A ja myślę, że tak. Hannah mnie zabije jak zobaczy cię w takim stanie. Miałem cię pilnować! - przekrzykuje muzykę, ale wiem, że krzyk spowodowany jest też jego zdenerwowaniem.
- Wyluzuj blondi, masz napij się bo jesteś bardzo spięty - podaję mu kubek i słyszę histeryczny śmiech organizatora imprezy. Wydaje mi się, że wypił on o wiele więcej niż ja, ponieważ cały jego ciężar oparty jest na Lucasie.
- Jesteście razem? - wypalam, nie kontrolując tego co mówię. Czarnowłosy krztusi się powietrzem, a Andy znów wybucha śmiechem. Dołączam do niego i ponaglam. Chcę znać odpowiedź.
- Widzisz, słońce, mówiłem że można jej powiedzieć! - mówi Andy i całuje czerwonego Lucasa w policzek.
- Ohh... jakie to słodkie. Prawda Matt? - zwracam się do chłopaka. Ten wpatruje się we mnie i niespodziewanie łapie za nadgarstek, ciągnąc na prowizoryczny parkiet, który na co dzień pełni rolę salonu. Odwracam się i macham do Patricka, a ten oddaje mi gest. Dziewczyna, z którą rozmawia, posyła mi wkurzone spojrzenie. Matt obraca mnie i przyciska do swojej klatki piersiowej. Ręce zarzucam za jego szyję i zaczynam kręcić biodrami. Czuję na uchu jego oddech. Tańczmy kilka piosenek, gdy nie mam już siły i kieruję się na zewnątrz domu, by trochę ochłonąć. Blondyn podąża za mną. Opieram się plecami o murek za domem, gdzie nie ma nikogo, a Matt staje przede mną. Wyciąga z kieszeni obcisłych spodni paczkę papierosów i odpala jednego. Przymyka oczy, gdy się zaciąga, a jego szczęka jest teraz widocznie zarysowana.
- Nie wiedziałam, że palisz - mówię i przechylam głowę w prawo, patrząc na niego.
- Bo nie pale, to papierosy And'ego.
- Daj ja też chcę - wyciągam dłoń, ale on odsuwa swoją - No dalej Wood!
- Nie wiedziałem, że palisz - powtarza po mnie, a ja przewracam oczami i wysuwam dolną wargę do przodu. Uśmiecha się jednym kącikiem ust, a w lewym policzku pojawia się uroczy dołeczek.
- Dobra, ale zrobimy to inaczej. Rozchyl usta - nakazuje i podchodzi tak blisko, że stykamy się czubkami butów. Patrzę na niego z dołu i czekam co zrobi. Schyla się i zaciąga papierosem, chwilę trzyma dym w płucach, po czym wypuszcza prosto w moje usta. Zamykam je i po chwili również wypuszczam, nie zrywając kontaktu wzrokowego z moim towarzyszem.
- Jesteś niemożliwa - szepcze.
- A ty humorzasty - wytykam i wymijam, zmierzając do środka.
- Gdzie idziesz?
- Poszukać Patricka.
- Po co ci on? - pyta i chwyta za nadgarstek, obracając do siebie.
- Dlaczego go nie lubisz? Jest moim przyjacielem. Chcę żebyście się dogadali - patrzę na niego prosząco. Wzdycha, ale potakuje. Zarzucam mu ręce na szyję i ściskam.
- Ale nie pijesz więcej.
- Chodź już.
Tańczymy jeszcze kilka piosenek, ale dochodzi pierwsza w nocy i musimy wracać. Patrick nie przestał pić tak jak ja, więc siedzi z tyłu i opowiada coś, ale mówi tak niewyraźnie, że mogę się tylko z niego śmiać. Obejmuję go ramieniem i pomagam wejść do domu. Chłopak mimo starań przewraca się w korytarzu, próbując zdjąć buty. Hałas musiał obudzić mamę i Josha, bo słyszę ich głosy, a za chwilę pojawiają się w drzwiach.
- Patrick? Co ty tu robisz? I to w takim stanie?
- Dzień dobry, pani Tarver - próbuje się ukłonić, ale gdyby nie Matt, znów wylądowałby na podłodze.
- Dobra jest już późno, idźcie spać i pogadamy sobie jutro - ostrzega mama i oboje odchodzą.
- Gdzie będzie spał? - pyta niebieskooki.
- U mnie? - podnoszę brew.
- Zapomnij - prycha - Śpi na kanapie w salonie. Słyszysz? Możesz już tam iść - zwraca się do chłopaka, który podtrzymując się ściany, podąża we wskazanym kierunku.
- Miałeś być miły!
- Jestem.
- Nie prawda, jesteś okropny! - mówię i ruszam po schodach na górę, słyszę za sobą jego kroki.
- Dla ciebie? - nie odpowiadam, wchodząc do pokoju. Ściągam sukienkę, nie przejmując się jego obecnością i jego przeszywającym wzrokiem, który błądzi teraz po moim ciele. Normalnie nie rozebrałabym się przy innym chłopaku, ale teraz procenty krążą w moich żyłach, sprawiając że jestem odważniejsza. Przeciągam przez głowę koszulkę, której nie zdążyłam mu rano oddać. Omijam go, wychodząc z pokoju i zatrzymując się przed lustrem w łazience. Biorę się za zmywanie makijażu.
- Teraz nie będziesz się do mnie odzywać? - nie odpowiadam, ponieważ wiem jak bardzo go to zdenerwuje. I nie mylę się, bo po chwili czuję jak wyrywa mi z dłoni szczotkę do włosów, odrzucając ją na podłogę.
- Co ty robisz?! - krzyczę na niego.
- O jednak umiesz mówić? Bo już zaczynałem w to wątpić - prycha ironicznie.
- Wiesz co, jesteś kompletnym kretynem - mówię. Wracam do pokoju, mając nadzieje, że za mną nie pójdzie, ale oczywiście się mylę.
- Ja jestem kretynem, tak? Bo mi się wydaję, że największym kretynem w tym domu jest twój uroczy przyjaciel! Jak tylko się pojawił to mnie olałaś, a z tego co pamiętam to ze mną miałaś iść, na tą pierdoloną imprezę - mówi, a ja nie wytrzymuje.
- Nie mieszaj go do tego! Nie rozmawiamy o nim, więc zostaw swoje cenne uwagi dla siebie - patrzymy w swoje oczy - Chyba nie myślałeś, że jesteś kimś ważniejszym od niego? On zawsze będzie dla mnie na pierwszym miejscu - dodaję już spokojniej. Jego twarz zmienia wyraz z wkurzonej na taką, której nie mogę rozszyfrować, ale szybko się rehabilituje.
- Wiesz, muszę mu podziękować - mówi, a ja marszczę czoło - Gdyby nie on to męczyłbym się z tobą przez cały wieczór i musiałbym cię niańczyć, a tak miałem święty spokój. Trochę wstyd się z tobą pokazywać, ale jak widać jesteście tak samo beznadziejni, więc się świetnie dogadujecie - patrzy chwilę na moją twarz, a ja modlę się żeby już wyszedł, bo czuję jak w moich oczach zbiera się słona ciecz, a nie pozwolę żeby zobaczył, jak przez niego płaczę.
- Wynoś się! - mówię, ale pod koniec mój głos się łamie.

- Rose, ja n... - brzmi na zmartwionego, ale nie chcąc go dłużej słuchać, nie pozwalam mu dokończyć, popychając go i zatrzaskując drzwi przed nosem. Opieram się o nie plecami i zjeżdżam w dół, pozwalając moim łzom wypłynąć. Chyba nigdy się nie nauczę, że ludzie prędzej czy później i tak sprawią nam ból i zostawią. A ja jak zwykle, będę płakać i o wszystko się obwiniać, ale nie tym razem. Ocieram łzy, podnosząc się i gaszę światło, podążając do łóżka. Obiecuję sobie, że nie będę płakać przez kolejnego dupka, który tak szybko pojawił się i wkroczył do mojego życia.





Notka od autorki:
Czeeść ludzie! Mamy kolejny rozdział! Co o nim sądzicie? Standardowo zapraszam do komentowania! Ja dzisiaj zrobiłam sobie wolne, bo jestem chora... Nienawidzę takiej pogody! Kto tak jak ja czeka, aż zrobi się ciepło? Ja chcę już wiosnę! Kolejny rozdział jak zawsze za tydzień. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz