środa, 30 marca 2016

Rozdział 14


Matt's POV:

Zatrzaskuję drzwi do pokoju i rzucam się na łóżko. Chcę mi się kurwa wrzeszczeć, gdy przypominam sobie zuchwałe uśmieszki moich rodziców. Chociaż nie wiem, czy w ogóle zasłużyli sobie na ten tytuł. Rodzice powinni kochać i wspierać swoje dziecko, a jak widać w moim przypadku jest całkiem odwrotnie. Dla nich liczy się tylko Josh, ukochany synek, który zrobił wszystko tak jak mu zaplanowali. Nawet poszedł na studia, które mu wybrali. Ale ja taki nie jestem, nie będę się pod nich podporządkowywał. Słyszę pukanie w drzwi, które ponawia się gdy nie odpowiadam. Ciche skrzypienie upewnia mnie w tym, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
- Spadaj Josh, nie chcę mi się słychać jak ich znowu tłumaczysz.
- Umm... To ja - słyszę delikatny głos i odwracam głowę, w stronę dziewczyny. Stoi przestępując z nogę na nogę. Widać, że boi się, że zaraz ją wyrzucę. Jakbym mógł w ogóle spróbować, ją od siebie odrzucić - Mogę wejść?
- Przecież już to zrobiłaś - rzucam, a na jej twarzy pojawia się zakłopotanie. Karcę się za to w myślach, ponieważ nie chcę, żeby się przy mnie krępowała. Przesuwam się na łóżku, robiąc jej miejsce. Wydaje się rozumieć aluzję, gdyż po chwili jej drobne ciało, ląduje obok mojego. Czuje ciepło emanujące od jej skóry. Głowa brunetki zwrócona jest w stronę sufitu. Ja za to skanuję jej twarz. Jest taka piękna. Jej nieskazitelna cera, nie jest pokryta ani gramem makijażu, jak u innych dziewczyn. Długie rzęsy rzucają cień na policzki. Mój wzrok zjeżdża na jej pełne, malinowe usta, które tak bardzo znów chciałabym posmakować. Nawet nie zauważyłem, że w chwili, w której pojawiła się w moim pokoju, zapomniałem o całym gniewie. Został tylko smutek, którego nie mogę po sobie okazywać. Przesuwam powoli rękę i kładę delikatnie na jej dłoni, leżącej między naszymi ciałami na materacu. Widzę jak Rose wzdryga się na ten niespodziewany gest, a na jej ciele pojawia się gęsia skórka. Tak kurewsko mam na nią teraz ochotę, ale wiem, że dziewczyna nie przyszła tu dlatego. Czekam, aż się odezwie i gdy w końcu się to dzieje, obraca twarz w moją stronę, tak że dzielą nas tylko centymetry. Nie ułatwia mi tego. Nasze oczy się spotykają, a ja przypominam sobie, że powinienem odpowiedzieć na jej pytanie.
- Możesz powtórzyć? - pytam, ponieważ skupiając się na obserwowaniu jej, nie usłyszałem co mówiła.
- Pytałam czy już się uspokoiłeś, ale wygląda na to, że tak - posyła mi słaby uśmiech, którego nie odwzajemniam.
- To chyba ty tak na mnie działasz - mówię, przysuwając się do niej, aby być bliżej. Zawsze mi za mało.
- Ja? - pyta z niezrozumieniem, wymalowanym na twarzy.
- Mhm - mruczę, przesuwając palcem po jej nagim przedramieniu. Nie zamierzam jej tego tłumaczyć, ponieważ sam nie do końca rozumiem, o co mi chodzi. Gdy znajduję się przy niej, nic innego się nie liczy. Wmawiam sobie, że po prostu mnie pociąga, jak nikt nigdy wcześniej. Jej dotyk sprawia, że od razu się odprężam. Jestem na siebie wściekły za wszystkie te razy, gdy na nią krzyczałem i widziałem ból w jej oczach. Ból, który był z mojej winy. Chcę, żeby była tylko moja. Gdy pomyślę, że jakiś inny chłopak mógłby jej dotykać to wpadam w szał. Cudem powstrzymałem się, żeby nie przyłożyć temu całemu Patrick'owi. Pieprzony smarkacz. Mam nadzieję, że już więcej się tu nie pojawi.
- O czym myślisz? - słodki głos wyrywa mnie z zamyślenia. Błękitne oczy spoglądają na mnie, a ja w nich tonę. Co ty ze mną robisz Rose? Nie chcę z nią o tym rozmawiać, o tym jak się czuję. Ojciec zawsze wmawiał mi, że nie mogę pokazywać słabości. Chłopak, który daje się złamać, nie jest prawdziwym mężczyzną. Do dziś pamiętam te wszystkie bzdury, które wpajał mi od dzieciństwa. Tak było dopóki nie skończyłem szesnastu lat.
Owijam ramieniem, niczego nie spodziewającą się brunetkę i kładę głowę w zagłębieniu jej szyi. Jej ciało na chwilę zastyga, ale po chwili się rozluźnia się i układa, tak aby było nam wygodnie. Zaciągam się jej zapachem, który jest mieszaniną jakichś perfum i jej kokosowego żelu pod prysznic. Cała ona jest dla mnie jak narkotyk. Upajam się nią.


Rose's POV:


Kolejny raz budzę się w ramionach chłopaka. Miałam się trzymać od niego z daleka, ale gdy wczoraj wybiegł z salonu musiałam za nim pobiec. Był wściekły, dlatego nie byłam pewna czy nie wyrzuci mnie ze swojego pokoju. Ale on zachowywał się całkiem inaczej niż zwykle. Jak nie on. Widziałam, że pod maską gniewu i obojętności, próbuje ukryć smutek.
Słyszę cichy pomruk, który wysyła dreszcz po moim kręgosłupie. Chłopak musiał go wyczuć, gdyż czuję na szyi jak usta wygina w uśmiechu.
- Dzień dobry - chrypi mi do ucha - Jak się spało?
- Dzień dobry. Dobrze - odpowiadam.
- Nie pamiętam, o której zasnęliśmy. Niewygodnie mi w tych ciuchach - słyszę jego narzekanie - Co robisz? - zacieśnia uścisk, gdy próbuję wstać.
- Chcę wstać, to chyba oczywiste - rzucam z sarkazmem. To taki mój system obronny. Nie wiem na czym polegają nasze relacje, dlatego wolę sama odrzucić, niż zostać odrzucona.
- Zostań, proszę - jego usta muskają płatek mojego ucha, a następnie czuję jak zostawia pocałunki na mojej szczęce.
- Co ty wyprawiasz? - chcę zapytać, ale z moich ust wydobywa się ciche westchnienie i czuję rumieńce na policzkach.
- Przecież ci się podoba - mówi zuchwale. Niespodziewanie przekręca się tak, że zwisa nade mną, opierając się ramionami obok mojej głowy. Zasysa skórę na mojej szyi, a ja czuję pieczenie. Jestem pewna, że zostawił mi tam malinkę. Następnie jego usta pokrywają moje. Najpierw lekko muska moje wargi co odwzajemniam, a następnie stopniowo pogłębia pocałunek. Wplatam ręce w jego włosy i pociągam za nie, na co wydaje z siebie cichy jęk. Blondyn nagle przerywa i opiera swoje czoło o moje. Przygląda mi się z bliska, a na jego twarzy, błąka się mały uśmiech.
- Pojedziesz gdzieś ze mną?
- Okej... a gdzie? I kiedy? - zgadzam się. Jestem ciekawa co wymyślił.
- Zobaczysz - dołeczki formują się w jego policzkach, a on cmoka mnie w usta, po czym wstaje.
- Gdzie idziesz? - pytam, gdy nie czuję już jego ciepła.
- Do łazienki






Notka od autorki:
Heej! Nie mam pojęcia dlaczego, ale lepiej pisze mi się z perspektywy Matta. I wydaje mi się, że ta część jest lepiej napisana. Nie rozumiem dlaczego tak się dzieje, ale możecie się spodziewać więcej takich rozdziałów. Nie zanudzam was dłużej. Do następnego! :D




środa, 23 marca 2016

Rozdział 13


Docieram do szkoły spóźniona, więc postanawiam nie iść na pierwszą lekcję, która niedługo się kończy. Siadam na dużym parapecie pod klasą od biologii i wpatruję się w przejeżdżające drogą samochody. Słyszę kroki na korytarzu. Pewnie ktoś spóźnił się, tak samo jak ja. Nie ma to jak wpadka pierwszego dnia szkoły. Dźwięk butów odbijających się od płytek, którymi wyłożona jest podłoga, urywa się niedaleko mnie, więc odwracam głowę w celu sprawdzenia kto to. Ethan opiera się o ścianę na przeciwko mnie, wpatrzony w obraz za oknem.
- Cześć - mówi wolno i ponuro. Mam wrażenie, że najchętniej zignorowałby mnie.
- Hej - odpowiadam i spuszczam wzrok na podłogę, gdy jego czarne oczy spoczywają na mojej osobie.
- Wagary pierwszego dnia szkoły. W dodatku nowej szkoły. Brawo Tarver - mówi z ironicznym uśmiechem, co przypomina mi zachowanie Matta. Serio? Muszę spotykać samych dupków?
- Jak widać, nie ja jedna nie poszłam na pierwszą lekcje - warczę z zaciśniętą miną.
- Ostra. Lubie takie - mówi, oblizując dolną wargę, a ja czuje gorąco na moich policzkach. Świetnie.
- Kretyn - prycham i zeskakuję z parapetu z zamiarem udania się do łazienki. Jak najdalej od niego.
- Też cię lubię, słońce! - krzyczy za mną. Nie odwracając się wyciągam do niego rękę, pokazując środkowy palec. Szkoda, że nie umiem bronić się tak przed blondynem, który robi ze mną co chce.
Ku mojej uldze toaleta jest pusta. Staję przed lustrem i myję ręce, gdy czuję wibracje w kieszeni moich spodni. Wyjmuję telefon i przeklinam, gdy prawie wyślizguje się z moich mokrych rąk. Mama pisze, że przyjedzie po mnie po lekcjach i żebym czekała na parkingu.
Lekcje mijają mi zadziwiająco szybko. Coraz lepiej dogaduję się z Emily i jedyne co mnie niepokoi, to zachowanie jej brata, który przez cały dzień rzucał mi dziwne spojrzenia. Mama tak jak obiecała czeka pod szkoła, gdy z niej wychodzę. Żegnam się z rudowłosą i zmierzam w jej kierunku.
- Hej, jak tam? - pyta, gdy wsiadam do auta.
- Spoko, Emily, dziewczyna, z którą wyszłam ze szkoły jest naprawdę fajna. A jak w pracy?
- Jak zwykle niezadowoleni klienci - wzdycha, przekręcając kluczyki w stacyjce.
Reszta drogi do domu mija nam na rozmowie o wszystkim i o niczym. W domu czeka już Josh z Daisy, co wydaje się podejrzane, ponieważ Josh zazwyczaj wraca wieczorem.
- Dobra, to teraz, dlaczego jesteście tak wcześnie w domu? - pytam, gdy jesteśmy wszyscy w kuchni.
- Dziadkowie przyjeżdżają - wykrzykuje czterolatka, podskakując na krześle. Widać, że bardzo się cieszy, czego nie można powiedzieć o dorosłych. Unoszę brew, rzucając mamie pytające spojrzenie.
- Matt, będzie na tej kolacji - tłumaczy Josh - To nie może skończyć się dobrze. Ostatnio widzieli się... dwa lata temu? Nie skończyło się to tak, jak wymarzyli sobie rodzice.
- A on... wie? - pytam niepewnie. Moja mama kiwa przecząco głową i spogląda na swojego narzeczonego, a później wraca spojrzeniem do mnie.
- Pomyśleliśmy, że może ty mogłabyś mu to przekazać - słyszę i otwieram usta, żeby zaprzeczyć - Proszę, kochanie!
- To chyba nie jest najlepszy pomysł... bo my się trochę posprzeczaliśmy - próbuję się wykręcić.
- Dobra, idę do niego - odpuszcza Josh i wychodzi z pomieszczenia,
- Pomóc ci w czymś? - pytam mamę - W ogóle, to o której mają przyjechać?
- O osiemnastej. Jedzenie zamówiliśmy w restauracji, więc możesz iść się przygotować.
Robię to co sugeruje i gdy jestem u szczytu schodów, słyszę krzyk z pokoju Matta. Zamykam się w swoim pokoju, ale wszystko tu słychać.
- Matt, ogarnij się, to twoi rodzice! Chyba potrafisz wytrzymać dwie godziny w ich towarzystwie, bez żadnej awantury! - pierwszy raz słyszę, jak Josh krzyczy.
- Pierdol się! Nie będę udawał ich idealnego synka, bo to ty nim przecież jesteś, a ja tylko pieprzonym artystą, który niczego w życiu nie osiągnie! - krzyczy chłopak, a później słychać huk rozbijanego szkła. Wzdrygam się i siadam powoli na łóżku.
- Uspokój się! Nie musisz słuchać tego, co o tobie gadają! Zjesz kolacje, a później będziesz miał od nich spokój! - tłumaczy starszy z braci. Matt, chyba się w końcu odpuszcza, ponieważ już nic nie słychać.

***

- Jak w przedszkolu Daisy? - zadaje pytanie Edward, siwy mężczyzna ubrany w elegancki garnitur.
- Super! Mam pełno przyjaciół i ciągle się bawimy, a nasza pani jest najlepsza! - ekscytuje się blondynka, a jej dziadkowie uśmiechają się miło. Nie wyglądają na takich, jak opisał ich Josh i szczerze, to nie wyobrażam sobie jak mogą krytykować młodszego syna. Ten za to nie odzywa się od początku kolacji. Siedzimy obok siebie, po mojej drugiej stronie znajduje się czterolatka. Na przeciwko siebie mam mamę i panią Wood, a na szczytach siedzi Edward i Josh.
- A co u ciebie Matthew? - pyta jego mama i to jest pierwszy raz, gdy ktoś używa jego pełnego imienia. Chłopak zaciska rękę na siedzeniu krzesła, co widzę tylko ja, ponieważ innym zasłania to stół. Jej ton jest wyniosły, gdy dodaje - Kiedy wracasz na te swoje studia?
- Za miesiąc - odpowiada spokojnie, ale wiem, że powstrzymuje się od wybuchu. Nie dziwię się mu, ponieważ ton w jakim zwraca się Barbara jest szyderczy, a wszystko to dopełnia krzywy uśmiech jaki mu posyła.
- Nie wiem co ty widzisz w tym malarstwie, chłopcze. Poszedłbyś na normalne studia jak twój brat, ale nie, ty się musisz bawić w malarza.
- Tato - próbuje, go powstrzymać Josh.
- Taka prawda synu - mówi Edward, popijając wino z kieliszka, jakby nie obrażał właśnie własnego syna. Niespodziewanie czuję na swojej dłoni drugą dłoń. Matt splata nasze palce i zaciska niemal boleśnie. Serce bije mi zdecydowanie szybciej, a ja próbuję się pozbyć tej niechcianej reakcji - Gdyby, tylko chciał, to mogę mu załatwić miejsce na innym kierunku. Matthew pomyśl o tym, bo jestem pewny, że twoja praca, nie zapewni ci standardów do jakich jesteś przyzwyczajony. I nie myśl, że gdy przybiegniesz do mnie po pieniądze, to je dostaniesz. Twój wybór. Więc? - pada pytanie, a w pomieszczeniu zapada cisza, dopóki blondyn nie wybucha.
- Mam gdzieś wasze pierdolone pieniądze i wolałby mieszkać pod mostem, niż o cokolwiek ciebie prosić. Nikt ci nie każe się ze mną spotykać, więc miej sobie tego jednego idealnego synka, a mnie zostaw w spokoju! Rozumiesz? Wszyscy się ode mnie odpieprzcie! - puszcza moją dłoń i wstaje, przewracając krzesło. Wybiega z pokoju, a Daisy zaczyna płakać na kolanach mojej mamy.
- Musieliście? - pyta Josh i zakrywa twarz rękoma.









Notka od autorki:
No i mamy rodzinną kłótnie. Podoba mi się ten rozdział, więc liczę na komentarze... albo chociaż jeden? Uhh... tak w ogóle, to tydzień wolnego od szkoły! Kto się cieszy? Trochę za wcześnie, ale następny rozdział pojawi się już po, więc chciałbym złożyć wszystkim Wesołych świąt! 
Do następnego :D

środa, 16 marca 2016

Rozdział 12


Jest mi okropnie gorąco, gdy budzę się następnego dnia. Chwilę zajmuje mi, żeby przypomnieć sobie jak znalazłam się w objęciach Matta oraz dlaczego śpię w jego pokoju. Gdy w końcu obrazy tego, co robiliśmy jeszcze parę godzin temu, zaczynają pojawiać się w mojej głowie mam ochotę zapaść się pod ziemię. Podnoszę z szafki telefon chłopaka i uświadamiam sobie, że za godzinę muszę być w szkole. Próbuję zdjąć z mojego pasa rękę blondyna, ale zaciska się ona jeszcze bardziej i słyszę zza siebie pomruk niezadowolenia.
- Nie wstawaj - szepcze mi we włosy, a następnie odchrząkuje, żeby pozbyć się chrypki.
- Muszę iść do szkoły - mówię, ale on nie reaguje - No dalej Matt, puszczaj.
- Nie chcę, jesteś ciepła - marudzi i w tym momencie, znów przypomina mi Daisy.
Udaje mi się w końcu odepchnąć jego rękę i wstaję, zbierając z podłogi moje ciuchy, które wczoraj tam rzuciłam. Przez cały czas, czuję na sobie jego wzrok, więc posyłam mu pytające spojrzenie.
- Podwiozę cię - mówi, a mi robi się dziwnie miło na jego propozycję.
- Nie musisz - rzucam trochę zbyt oschle, dlatego zaraz dodaję - Pojadę autobusem.
- Ale to zrobię - żąda, wnioskując po jego tonie. Powinnam być zła za to, że zawsze musi być tak jak on chce, ale nie mam siły na kłótnie z samego rana, a podróż samochodem wydaję się bardziej atrakcyjna, niż zatłoczonym autobusem.
- Jak chcesz - odpowiadam, gdy opuszczam jego pokój, zmierzając do swojego. Szybko wykonuję poranną toaletę i ubieram czarne obcisłe spodnie z wysokim stanem, a do tego szary top. Zarzucam na siebie dżinsową kurteczkę i schodzę na śniadanie. Mama właśnie rozkłada wszystko na stole, a Josh rozmawia z Daisy.
- Dzień dobry - mówię i wszyscy odwracają się w moją stronę, odpowiadając mi.
Siadamy przy stole, gdy dołącza do nas Matt. Ma na sobie czarne rurki i czarną koszulkę. Nie zauważa spojrzeń, które rzucają mu Hannah i Josh.
- Co ty tak wcześnie wstałeś? - pyta Josh.
- Podwożę Rose do szkoły - spojrzenia przenoszą się na mnie, a ja wgapiam się w moją herbatę.
- Ja mogłam ją podwi... - zaczyna moja mama, ale przerywa jej.
- Ja to zrobię - teraz naprawdę zastanawiam się, o co mu do cholery chodzi. Mama postanawia chyba odpuścić i zajmuje się swoim jedzeniem. Siedzimy w krępującej ciszy, więc gdy kończę jeść, oddycham z ulgą i wychodzę z kuchni, wcześniej odkładając talerz do zmywarki. Matt wstaje za mną i idziemy do jego samochodu. Czekam, aż otworzy drzwi, ale on stoi z zaciśniętą miną, przewiercając mnie wzrokiem.
- Umm... Matt? - pytam niepewnie, żeby nie zdenerwować go jeszcze bardziej. Cofam się, gdy robi krok w moją stronę, ale na moje nieszczęście, za mną znajduje się auto i teraz jestem uwięziona pomiędzy chłodnym metalem, a ciepłem bijącym od jego klatki piersiowej.
- Co ci mówiłem? - warczy, a ja unoszę głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Góruje nade mną dobre dobre dwadzieścia centymetrów.
- O co ci chodzi? - pytam niepewnie, a on śmieje się gorzko. Przybliża się tak, że nasze ciała się stykają i podnosi rękę odgarniając mi włosy za ucho. Przejeżdża palcem po mojej szyi, a ja drżę na ten kontakt. Musiał to zauważyć, ponieważ na chwile na jego ustach gości uśmiech, ale tak szybko jak się pojawia, tak szybko, zostaje zastąpiony grymasem złości. Jego oczy spotykają moje i gdy chcę odwrócić głowę, przytrzymuje mnie za policzki. Jego twarz znajduje się niebezpiecznie blisko mojej i gdy mówi, nasze usta ocierają się o siebie.
- Co mi wczoraj obiecałaś, skarbie? - otwieram szerzej oczy na to określenie, ale szybko się rehabilituje, marszcząc brwi w niemym pytaniu - Czego do kurwy, nie zrozumiałaś w zdaniu, nie zakrywaj tych pierdolonych malinek, co? - otwieram usta, ale nic z nich nie wychodzi. W tym momencie blondyn mnie przeraża - Nie słyszę!
- Przestań, Matt - tylko to udaje mi się wyszeptać, na co w jego oczach pojawia się jakiś dziwny błysk.
- Zawsze musisz wszystko zepsuć? Tak trudno było mnie posłuchać? - cedzi każde słowo.
- A może nie chciałam, żeby wszyscy je widzieli i zadawali pytania? - wykrzykuję, nabierając odwagi - Nie jesteś moim chłopakiem i nie masz prawa niczego ode mnie żądać! - przez jego twarz przebiega dziwny grymas, jakby bólu, ale muszę się mylić, bo niby dlaczego to co powiedziałam miałoby sprawić mu ból?
- To teraz uważnie posłuchaj - wzdrygam się, gdy niespodziewanie warczy mi do ucha - Jesteś tak bardzo irytująca, że mam ochotę wrzeszczeć za każdym razem gdy z tobą rozmawiam, ale dam ci szansę się poprawić. Jesteś moja. Rozumiesz? Tylko moja i masz to zapamiętać, bo zabije każdego chłopaka, który położy na tobie swoją pierdoloną rękę! Więc nawet nie próbuj z jakimś rozmawiać. A teraz idź ładnie poprosić swoją mamę, żeby cię zawiozła, bo jeśli z tobą pojadę to skończę, pieprząc cię na tylnym siedzeniu - kończy swoją wypowiedź, przygryzieniem płatka mojego ucha i odchodzi.
Wpatruję się jeszcze chwilę w jego plecy, gdy znika za drzwiami domu. Próbuję zrozumieć co się właśnie stało. Gdy zaczyna do mnie docierać, że podobało mi się, gdy mówił o tym, że jestem jego, zastanawiam się, czy wszystko ze mną w porządku. Odganiam łzy, napływające mi do oczu i idę poszukać mamy, chociaż i tak nie zdążę na pierwszą lekcję. Przez dupka, który robi ze mną co chce, a ja na wszystko mu pozwalam, tylko jeszcze nie wiem dlaczego. Albo wiesz, tylko nie chcesz dopuścić tego, do swojej świadomości. Podpowiada mi podświadomość, którą ignoruję. Znajduję mamę w salonie. Pomaga Daisy rozczesać włosy.
- Co ty tu jeszcze robisz? - pyta, gdy mnie zauważa.
- Podwieziesz mnie? Proszę - pytam i mam nadzieję, że nie będzie zadawać pytań. Oczywiście się mylę.
- Ale przecież, Matt miał cię zawieźć.
- Coś mu wypadło - wymyślam i widzę jak mama robi powątpiewająca minę - To co? Pojechałabym autobusem, ale już pewnie odjechał, a nie wiem o której jest następny - mówię żałośnie.
- Oczywiście, że zawiozę. Idźcie z Daisy do samochodu zaraz przyjdę.
Dziewczynka podchodzi do mnie i robi pocieszającą minę, a ja zastanawiam się czy naprawdę wyglądam, tak źle.
- Nie przejmuj się wujkiem. Był niemiły, prawda? - patrzy na mnie wielkimi oczami - Nie martw się, na mnie też kiedyś nakrzyczał, ale później przeprosił i przyniósł wielka czekoladę - posyła mi szeroki uśmiech i nawet nie wiem kiedy, ale poprawia mi się humor.
- Czemu jeszcze tu jesteście? - pyta kobieta, gdy wraca z torbą w ręku.
- Mamo, jesteś pewna, że Daisy ma tylko cztery lata, a nie czterdzieści? - pytam, na co mała wybucha śmiechem i ciągnie mnie za rękę w stronę samochodu.
- Chodźcie już! Spóźnię się.

W samochodzie panuje miła atmosfera, dzięki blondynce, ale gdy zostawiamy ją w przedszkolu, przypomina mi się zachowanie Matta i wpatruję się w ulicę, myśląc nad jego zachowaniem. Oczy pełne złości, które się we mnie wpatrywały i żyła pulsująca na jego szyi, uświadomiły mi, że chłopak naprawdę nie panuje nad swoim zachowaniem. Nie wiem czy potrafiłabym być z kimś takim na dłużej. Gdy ta myśl pojawia się w mojej głowie, orientuję się, że biorę pod uwagę to, że możemy zostać parą. W duchu śmieję się z siebie, bo to jest nierealne. Ponieważ wcale nie chcę być z takim dupkiem. Z tym przystojnym dupkiem, na którego widok serce bije mi szybciej.




Notka od autorki:
Hej! Nadal nie ma komentarzy... fajnie by było gdybyście po przeczytaniu coś zostawili.
Nie piszę dużo, bo biologia czeka, więc do następnego! :D

środa, 9 marca 2016

Rozdział 11


- Z czego się tak ciągle cieszysz, co? - wracamy do samochodu, gdy Matt zadaje mi pytanie.
- Chyba się komuś odrobinę spodobałeś - mówię, wybuchając śmiechem i próbuję dźgnąć go palcem w klatkę piersiową. Uniemożliwia mi to przytrzymując mój nadgarstek.
- To nie jest śmieszne. Patrzyła na mnie jakby chciała mnie zjeść czy coś. Była przerażająca - ma oburzoną minę, co powoduje, kolejną salwę śmiechu z mojej strony - Lepiej powiedz jak było. Skoro masz taki dobry humor, to chyba nie tak źle, jak myślałaś?
- No, nie. Było nawet spoko. Poznałam nowych znajomych - unoszę sugestywnie brwi, na co przewraca oczami - I reszta klasy też wydaję się okej. Zobaczymy jak będzie później.
- To wsiadaj, wracamy do domu, bo jestem głodny - otwiera mi drzwi od auta. Dopiero teraz, gdy puszcza moją dłoń, uświadamiam sobie, że trzymał ją przez cała rozmowę. Dziwnie się z tym czuję. Szczególnie, że teraz gdy już nie mają ze sobą kontaktu, czuję dziwny chłód w miejscu, gdzie się stykały.
- Serio? Jadłeś dwie godziny temu! - wytykam mu, aby zatuszować moje zmieszanie.
- No właśnie - rzuca mi rozbawione spojrzenie - Ale wisisz mi coś dobrego na deser za dzisiaj.
- Chciałbyś!
- No weź. Nie bądź taka - wydyma lekko dolna wargę, a mi przez głowę przebiega myśl, że to słodkie, ale szybko odpędzam ją od siebie.
- Dobra - kapituluje, na co uśmiecha się i dołeczki, są widoczne w jego policzkach.
- Ciasto czekoladowe.
- Co?
- Zrób mi ciast czekoladowe, proszę - odpowiada, odpalając samochód. Opieram głowę o szybę i reszta drogi przebiega w ciszy. Nie była ona krępująca, ale zdążyłam się już nauczyć, że chłopak wywołuje we mnie inne emocje, niż tego od siebie oczekuję.

***

- Proszę! - słyszę z wnętrza pomieszczenia, do którego pukam. Otwieram drzwi łokciem, ponieważ w rękach mam obiecane ciasto. Zamykam je biodrem i odwracam się do właściciela pokoju. Ten, siedzi na środku łóżka, które swoją drogą jest chyba największe w tym domu, a wokół siebie ma porozrzucane kartki. Jego włosy są w nieładzie, opadając na czoło, a na policzku ma czarną smugę. Przebrany jest w szare dresy i biały podkoszulek, który odkrywa jego umięśnione ramiona i sporą część klatki piersiowej. Uśmiecha się, gdy widzi co niosę.
- Nie wierzę, że serio go zrobiłaś! - mówi, zbierając szybko kartki, po czym klepie miejsce obok siebie.
- No przecież powiedziałam, że zrobię, nie? - podaję mu talerzyk - Hannah mi pomagała - dodaję, gdy kładę się na łóżku, na przeciw niego.
Jesteśmy cicho, co przerwane jest tylko moim wybuchem śmiechu, który spowodował jęk chłopaka, po wzięciu pierwszego kęsa. Gdy kończy odkłada naczynie na stolik.
- Gapisz się - mówi, a ja zauważam, że rzeczywiście od dłuższego czasu go obserwowałam. Odwracam wzrok, gdy czuję jak pieką mnie policzki. Teraz, to on na mnie patrzy.
- Co robiłeś zanim przyszłam? - próbuję zmienić temat.
- Rysowałem - kiwam głową, na jego odpowiedź.
- Mogę? - pytam, wskazując ręką na stos kartek, który położył na podłodze.
- Okej - zgadza się, wciąż mi się przyglądając. Nie przerywa nawet wtedy, gdy powoli podnoszę je i kładę na moich kolanach.
Każdy kolejny szkic jest tak samo piękny, a ja nie mogę wyjść z podziwu, że blondyn ma taki talent. Oczywistym było, że musi być w tym dobry skoro to studiuje, ale nie spodziewałam się, że aż tak.
- Powiesz coś? - podnoszę głowę i mój wzrok, ląduje ma jego zagryzionej wardze.
- To jest genialne! - zapewniam go, na co na jego twarzy pojawia się ulga. Oczy mu świecą, gdy zaczyna mi opowiadać o tym, że są to projekty tatuaży, a ja znów nie mogę przestać mu się przyglądać. Dołeczki pojawiają się w jego policzkach, a pełne wargi przypominają mi, o nie tak dawnym pocałunku. Ciągle czuję ich miękkość oraz uczucie, jakie wywoływały w moim ciele. Zwykły pocałunek, a ja już jestem od nich uzależniona.
- O czym myślisz? - pytanie wyrywa mnie z zamyślenia i uświadamiam sobie, że twarz Matta, znajduję się tylko parę centymetrów od mojej. Nie mogę wydobyć z siebie żadnego słowa i nie do końca świadomie, unoszę dłoń do jego policzka, ścierając czarną smugę.
- Ołówek. To znaczy... ubrudziłeś się - rumienię się, gdy spoglądam w jego oczy. Nie wiem nawet kiedy jego usta znajdują się na moich, ani kiedy zaczynam oddawać pocałunek, wplątując palce w blond włosy. Gdy jego język przejeżdża po moim podniebieniu, pociągam lekko za jasne kosmyki, a z jego ust wydobywa się zduszony jęk.
- Zrób to jeszcze raz - rozkazuje, na co ponawiam mój ruch, ciągnąc za przydługie kosmyki na karku. Powieki mu trzepoczą, a z ust wychodzi cichy pomruk aprobaty.
Przesuwa mnie tak, że leżę teraz na plecach, a on znajduje się nade mną. Znów napiera na moje usta, a jego ręce błądzą pod moją koszulką, co wywołuje u mnie dreszcz podniecenia. Gdy zjeżdża w dół mojej szczęki, zostawiając na szyi pocałunki, czuję skurcz w podbrzuszu. Przygryza lekko skórę na moim obojczyku, robiąc mi malinkę, a później kolejną i kolejną, a ja jestem w stanie tylko jęczeć.
- Nigdy więcej nie zakryjesz malinki, którą ci zrobiłem - warczy mi do ucha, nawiązując do znaku, który zrobił mi w moim pokoju ostatnim razem. Musiał zauważyć, że zakrywałam go makijażem - Odpowiedz mi.
- Nie zakryję - szepczę bo tylko na tyle mnie stać, gdy czuję na swoim udzie jego erekcję.
Niespodziewanie jego biodra zaczynają się poruszać, a ja wydaję z siebie głośny jęk przyjemności.
- Musisz być cicho kochanie, wszyscy są w domu - szepcze mi do ucha, przyspieszając wykonywaną czynność. Kiwam głową w zgodzie, a on znów mnie całuje. Wszystkie dźwięki, giną w naszych ustach. Ocieramy się o siebie, nie przerywając całowania, aż w końcu czuję jak po moich plecach przebiega intensywny dreszcz. Wyginam się w łuk, a oczy zaciskam, przygryzając wargę Matta.
- Patrz na mnie - stęka chłopak, a gdy moje oczy spotykają się z jego brązem, chłopak wykonuje ostanie ruchy bioder i z jękiem, stłumionym w mojej szyi, dochodzi.
Leżymy chwilę, uspokajając się po orgazmie, po czym Matt się podnosi. Na jego dresach widoczna jest mokra plama, która powoduje, że odwracam szybko głowę. Moja reakcja wywołuje jego ochrypły śmiech.
- Przed chwilą oboje doszliśmy, a ty się teraz rumienisz? - pyta i puszcza mi oczko.
- Zamknij się - piszczę i chowam głowę w poduszkę.

Matt ponownie się śmieje i krząta się po pokoju. Wraca do łóżka, tylko w obcisłych bokserkach i podaje mi swoją koszulkę. Unoszę pytająco brew, ale zakładam ją i kładziemy się pod kołdrę. Jego ręka owija mnie w pasie i szepcze mi we włosy dobranoc. Myślę o tym co się właśnie stało, gdy oddech blondyna się uspokaja, co oznacza, że zasnął. W mojej głowie, trwa istna burza, gdy rozmyślam o tym wszystkim, co miało przed chwilą miejsce. Bo co my teraz zrobimy? Mimo moich obietnic, że nie będę się z nim więcej całować, zrobiliśmy coś o wiele większego. Myślę o brązowych oczach i cieple za moimi plecami, gdy odpływam.





Heej! :D Co to w ogóle za scena... Nie komentuję tego, bo nie wierzę, że to napisałam. Wstawiam szybko i wracam do nauki, ehh... 
Do następnego! 

środa, 2 marca 2016

Rozdział 10


Trzymam rękę na brzuchu, który boli mnie z nadmiary stresu. Wygładzam swoją czarną spódniczkę i wciągam w nią białą koszulę. Podnoszę głowę i widzę przed sobą dziewczynę, której twarz jest całkiem blada, a usta zaciśnięte w wąską linię. W oczach brakuje blasku, który towarzyszy tam przez większą część czasu.
- Rose, zejdź na dół! Zaraz się spóźnisz! - woła mama z dołu.
- Już! - odpowiadam i ostatni raz rzucam, krótkie spojrzenie w swoje odbicie, by sprawdzić czy na pewno, wszystko jest perfekcyjne. Nie chcę się ośmieszyć pierwszego dnia w nowej szkole. Schodzę do kuchni, gdzie przy stole siedzi cała rodzina. Josh posyła mi pokrzepiający uśmiech, a mama mówi jak pięknie wyglądam. Robią co mogą, a ja nadal jestem zbyt zdenerwowana. Odpuszczam sobie śniadanie, którego i tak bym nie przełknęła. Przypominam sobie, że zapomniałam zabrać telefon z pokoju, więc wracam po niego. Patrzę na wyświetlacz i parskam śmiechem na treść wiadomości od Patricka.
- Co jest takie zabawne? - słyszę, nagle za sobą i prawie przewracam krzesło, które stoi obok.
- Wystraszyłeś mnie! - mówię, oskarżycielsko widząc za sobą Matta.
- Upss... przepraszam - mówi, ale w jego głosie nie ma ani krzty skruchy. Przewracam oczami.
To nasza pierwsza rozmowa od incydentu w moim pokoju. Rumienię się na wspomnienie i spuszczam głowę, by blondyn tego nie zobaczył. Oczywiście nie udaje mi się to, ponieważ już za chwilę słyszę ochrypły głos, który zmusza mnie do uniesienia na niego wzroku.
- Jesteś gotowa? Bo chyba powinniśmy już jechać.
- Co? - pytam, niezbyt elokwentnie, na co brązowooki śmieje się. Jak widać ma dziś dobry humor. Szkoda, że objawia się on śmianiem z mojej osoby. No ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Przynajmniej nie warczy na mnie jak zawsze.
- Hannah ci nie mówiła? Ona zawozi Daisy i poprosiła mnie, żebym cię podwiózł.
- Mogła mi powiedzieć, pojechałabym autobusem - burczę i wychodzę z pokoju, wymijając go.
- No przecież, to żaden problem. Zawiozę cię - mówi, podążając za mną.
Wychodzimy z domu i wsiadamy do jego samochodu. Nie rozumiem, dlaczego potrafimy normalnie ze sobą rozmawiać, po tym co się stało. Gdyby to był ktoś inny, unikałabym go. Z Mattem wszystko jest inaczej. Nie czuję się przy nim skrępowana, chociaż jeszcze kilka dni temu całowaliśmy się. A raczej to ja byłam całowana, będąc przyciskana do ściany, przez jego umięśnione ciało. Przypominam sobie jego usta na moich, ale zaraz karcę się za to. Wieczorem po tym zajściu postanowiłam, że najlepiej będzie jak o tym zapomnę i nigdy więcej nie pozwolę na taką sytuację.
Im bliżej celu jesteśmy, tym coraz bardziej się stresuję. Mam poznać swoją nową klasę, gdzie wszyscy się już znają. Co jeśli mnie nie zaakceptują? Czuję rękę delikatnie ściskającą moje kolano. Na mojej skórze pojawia się gęsia skórka, co wywołuje uśmiech na ustach chłopaka.
- Ej mała, wyluzuj. Wszystko będzie dobrze - pociesza mnie, na co posyłam mu słaby uśmiech. Jego oczy jeszcze chwilę mnie świdrują, ale zaraz wracają w stronę ulicy. Parkuje przed szkołą, a ja siedzę i wpatruję się w chmarę nastolatków. Każdy samotnie lub w grupie, wchodzi na posesję szkoły. Powinnam wyjść i udać się na aulę, ponieważ za pięć minut ma zacząć się rozpoczęcie, ale nie mogę wykonać żadnego ruchu. Matt musi zauważać w jakim stanie się znajduję, ponieważ wychodzi z samochodu i otwiera mi drzwi.
- Chodź - mówi łagodnie, gdy nie reaguję. Podnoszę na niego wzrok. Chłopak wydaje się być poważny, mimo że w jego tęczówkach tli się rozbawienie. Wychodzę i opieram się plecami o maskę.
- Nie. Ja tam nie pójdę - patrzę prosząco w brązowe tęczówki. Ich właściciel podchodzi do mnie i staje naprzeciwko. Kładzie swoje dłonie na moich policzkach i gładzi je kciukiem. Przymykam oczy na ten gest i wypuszczam z siebie westchnienie.
- Lepiej? - pyta, na co potakuję - Grzeczna dziewczynka. A teraz pójdziesz tam, pokażesz wszystkim jaka zajebista jesteś i rozkochasz ich w sobie, tak? Będę tu na ciebie czekał.
Z boku musimy wyglądać jak para, ponieważ przechodząca obok blondynka rzuca nam ciekawskie spojrzenie. Niespodziewanie czuję na swoim czole mokry całus i zamieram. Zaskakuje mnie ten czuły gest ale jeszcze bardziej to, że pod wpływem jego głosu i dotyku, część mojego zdenerwowania minęła.
Stoję w zatłoczonej sali i słucham głosu starszego mężczyzny, który przedstawił się jako dyrektor. Po przemowie, która trwała zdecydowania za długo i nikogo nie interesowała, sądząc po rozmowach toczących się w jej trakcie, mamy udać się do swoich klas. Przemierzając korytarz, powtarzam sobie w głowie numer dwadzieścia pięć. Znajduję salę na drugim piętrze i gdy wchodzę, grupa osób, która dotarła tu wcześniej, przygląda mi się lub szepcze coś do kolegi obok. Podchodzę do wolnej ławki w środkowym rzędzie i siadam, ignorując ich spojrzenia.
- Cześć! Jestem Emily, a to mój brat Ethan - unoszę głowę i widzę, przed moją ławką dziewczynę o ogniście rudych włosach i piegowatych policzkach oraz wysokiego szatyna.
- Hej, Rose - posyłam im uśmiech.
- To ty jesteś tą nową, tak? Wszyscy zastanawiali się kim jesteś i jak wyglądasz, więc postanowiliśmy do ciebie zagadać. Możemy razem siedzieć, co? Mam dość tego ponuraka - wskazuje na swojego brata, a ja mrugam oczami, próbując zrozumieć coś z tego potoku słów.
- Przymknij się Em, nikt ci nie kazał ze mną siedzieć - mówi szatyn i lustrując moją twarz wzrokiem ostatni raz, odchodzi. Dziewczyna tylko przewraca oczami.
- Nie przejmuj się nim, on zawsze taki jest. Przyzwyczaisz się.
Pół godziny później idę w stronę wyjścia z budynku, mając po swojej lewej nowo poznaną dziewczynę, a po prawej jej brata. Rudowłosej nie zamykają się usta. Opowiada mi o szkole i nauczycielach. Dowiedziałam się również, że są mają innych ojców i dlatego nie są podobni. Z daleka widzę Matta, opierającego się o samochód. Wpatruje się w niebo, więc nie zauważa nas.
- Czym wracasz? - po raz pierwszy, odkąd wyszliśmy z klasy odzywa się brunet.
- Umm... z kolegą - odpowiadam - O, właśnie tu idzie - dodaję, gdy blondyn jest już prawie przy nas.
- Cześć, jestem Emily - dziewczyna wyciąga rękę, wpatrując się w niego tak intensywnie, że jej oczy wydają się świecić. Nie podoba mi się to, więc postanawiam to przerwać.
- A to jest brat Em, Ethan - przedstawiam ich sobie.
- Miło poznać, Matt - odpowiada chłopak i posyła mi pytające spojrzenie, gdy oczy mojej nowej znajomej są w niego bezustannie wpatrzone. Wzruszam lekko ramionami.
- Chodzisz z nami do szkoły?
- Nie, studiuje - tłumaczy i przybliża się do mnie, kładąc mi rękę na plecach. Odsuwam się lekko na ten dotyk, ale zostaję z powrotem do niego przyciągnięta. Postanawiam nie protestować.
- My już musimy jechać, mama dzwoni - Ethan pokazuje siostrze telefon, na co ta wzdycha i posyła nam szeroki uśmiech.
- To widzimy się jutro - zwraca się do mnie - A z tobą mam nadzieję się jeszcze spotkać - to mówi do blondyna i mruga rzęsami, trochę bardziej niż jest to konieczne.
- Też mam taką nadzieję - słyszę i ledwo powstrzymują się, żeby nie parsknąć śmiechem na jego wymuszony ton.

- Pa! - odkrzykuję i uśmiecham się do machającego mi Ethana, na co ręka znajdująca się na moim biodrze zaciska się. Czyżby nasz blondasek był zazdrosny? Myślę i chichoczę pod nosem, ponieważ dlaczego niby, miałby być o mnie zazdrosny?





Notka od autorki:
Yey... nowi bohaterowie! Znajdują się oni już w zakładce bohaterowie. Dziękuję za ponad tysiąc wyświetleń! Jesteście najlepsi. Do następnego ;)