Jest mi okropnie gorąco, gdy budzę się
następnego dnia. Chwilę zajmuje mi, żeby przypomnieć sobie jak znalazłam się w
objęciach Matta oraz dlaczego śpię w jego pokoju. Gdy w końcu obrazy tego, co
robiliśmy jeszcze parę godzin temu, zaczynają pojawiać się w mojej głowie mam
ochotę zapaść się pod ziemię. Podnoszę z szafki telefon chłopaka i uświadamiam
sobie, że za godzinę muszę być w szkole. Próbuję zdjąć z mojego pasa rękę
blondyna, ale zaciska się ona jeszcze bardziej i słyszę zza siebie pomruk
niezadowolenia.
- Nie wstawaj - szepcze mi we włosy, a
następnie odchrząkuje, żeby pozbyć się chrypki.
- Muszę iść do szkoły - mówię, ale on
nie reaguje - No dalej Matt, puszczaj.
- Nie chcę, jesteś ciepła - marudzi i w
tym momencie, znów przypomina mi Daisy.
Udaje mi się w końcu odepchnąć jego rękę
i wstaję, zbierając z podłogi moje ciuchy, które wczoraj tam rzuciłam. Przez
cały czas, czuję na sobie jego wzrok, więc posyłam mu pytające spojrzenie.
- Podwiozę cię - mówi, a mi robi się
dziwnie miło na jego propozycję.
- Nie musisz - rzucam trochę zbyt
oschle, dlatego zaraz dodaję - Pojadę autobusem.
- Ale to zrobię - żąda, wnioskując po
jego tonie. Powinnam być zła za to, że zawsze musi być tak jak on chce, ale nie
mam siły na kłótnie z samego rana, a podróż samochodem wydaję się bardziej
atrakcyjna, niż zatłoczonym autobusem.
- Jak chcesz - odpowiadam, gdy opuszczam
jego pokój, zmierzając do swojego. Szybko wykonuję poranną toaletę i ubieram
czarne obcisłe spodnie z wysokim stanem, a do tego szary top. Zarzucam na
siebie dżinsową kurteczkę i schodzę na śniadanie. Mama właśnie rozkłada
wszystko na stole, a Josh rozmawia z Daisy.
- Dzień dobry - mówię i wszyscy
odwracają się w moją stronę, odpowiadając mi.
Siadamy przy stole, gdy dołącza do nas
Matt. Ma na sobie czarne rurki i czarną koszulkę. Nie zauważa spojrzeń, które
rzucają mu Hannah i Josh.
- Co ty tak wcześnie wstałeś? - pyta
Josh.
- Podwożę Rose do szkoły - spojrzenia
przenoszą się na mnie, a ja wgapiam się w moją herbatę.
- Ja mogłam ją podwi... - zaczyna moja
mama, ale przerywa jej.
- Ja to zrobię - teraz naprawdę
zastanawiam się, o co mu do cholery chodzi. Mama postanawia chyba odpuścić i
zajmuje się swoim jedzeniem. Siedzimy w krępującej ciszy, więc gdy kończę jeść,
oddycham z ulgą i wychodzę z kuchni, wcześniej odkładając talerz do zmywarki.
Matt wstaje za mną i idziemy do jego samochodu. Czekam, aż otworzy drzwi, ale
on stoi z zaciśniętą miną, przewiercając mnie wzrokiem.
- Umm... Matt? - pytam niepewnie, żeby
nie zdenerwować go jeszcze bardziej. Cofam się, gdy robi krok w moją stronę,
ale na moje nieszczęście, za mną znajduje się auto i teraz jestem uwięziona
pomiędzy chłodnym metalem, a ciepłem bijącym od jego klatki piersiowej.
- Co ci mówiłem? - warczy, a ja unoszę
głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Góruje nade mną dobre dobre dwadzieścia
centymetrów.
- O co ci chodzi? - pytam niepewnie, a
on śmieje się gorzko. Przybliża się tak, że nasze ciała się stykają i podnosi
rękę odgarniając mi włosy za ucho. Przejeżdża palcem po mojej szyi, a ja drżę
na ten kontakt. Musiał to zauważyć, ponieważ na chwile na jego ustach gości
uśmiech, ale tak szybko jak się pojawia, tak szybko, zostaje zastąpiony grymasem
złości. Jego oczy spotykają moje i gdy chcę odwrócić głowę, przytrzymuje mnie
za policzki. Jego twarz znajduje się niebezpiecznie blisko mojej i gdy mówi,
nasze usta ocierają się o siebie.
- Co mi wczoraj obiecałaś, skarbie? -
otwieram szerzej oczy na to określenie, ale szybko się rehabilituje, marszcząc
brwi w niemym pytaniu - Czego do kurwy, nie zrozumiałaś w zdaniu, nie zakrywaj
tych pierdolonych malinek, co? - otwieram usta, ale nic z nich nie wychodzi. W
tym momencie blondyn mnie przeraża - Nie słyszę!
- Przestań, Matt - tylko to udaje mi się
wyszeptać, na co w jego oczach pojawia się jakiś dziwny błysk.
- Zawsze musisz wszystko zepsuć? Tak
trudno było mnie posłuchać? - cedzi każde słowo.
- A może nie chciałam, żeby wszyscy je
widzieli i zadawali pytania? - wykrzykuję, nabierając odwagi - Nie jesteś moim
chłopakiem i nie masz prawa niczego ode mnie żądać! - przez jego twarz
przebiega dziwny grymas, jakby bólu, ale muszę się mylić, bo niby dlaczego to
co powiedziałam miałoby sprawić mu ból?
- To teraz uważnie posłuchaj - wzdrygam
się, gdy niespodziewanie warczy mi do ucha - Jesteś tak bardzo irytująca, że
mam ochotę wrzeszczeć za każdym razem gdy z tobą rozmawiam, ale dam ci szansę
się poprawić. Jesteś moja. Rozumiesz? Tylko moja i masz to zapamiętać, bo
zabije każdego chłopaka, który położy na tobie swoją pierdoloną rękę! Więc
nawet nie próbuj z jakimś rozmawiać. A teraz idź ładnie poprosić swoją mamę,
żeby cię zawiozła, bo jeśli z tobą pojadę to skończę, pieprząc cię na tylnym
siedzeniu - kończy swoją wypowiedź, przygryzieniem płatka mojego ucha i
odchodzi.
Wpatruję się jeszcze chwilę w jego
plecy, gdy znika za drzwiami domu. Próbuję zrozumieć co się właśnie stało. Gdy
zaczyna do mnie docierać, że podobało mi się, gdy mówił o tym, że jestem jego,
zastanawiam się, czy wszystko ze mną w porządku. Odganiam łzy, napływające mi
do oczu i idę poszukać mamy, chociaż i tak nie zdążę na pierwszą lekcję. Przez
dupka, który robi ze mną co chce, a ja na wszystko mu pozwalam, tylko jeszcze
nie wiem dlaczego. Albo wiesz, tylko nie chcesz dopuścić tego, do swojej
świadomości. Podpowiada mi podświadomość, którą ignoruję. Znajduję mamę w
salonie. Pomaga Daisy rozczesać włosy.
- Co ty tu jeszcze robisz? - pyta, gdy
mnie zauważa.
- Podwieziesz mnie? Proszę - pytam i mam
nadzieję, że nie będzie zadawać pytań. Oczywiście się mylę.
- Ale przecież, Matt miał cię zawieźć.
- Coś mu wypadło - wymyślam i widzę jak
mama robi powątpiewająca minę - To co? Pojechałabym autobusem, ale już pewnie
odjechał, a nie wiem o której jest następny - mówię żałośnie.
- Oczywiście, że zawiozę. Idźcie z Daisy
do samochodu zaraz przyjdę.
Dziewczynka podchodzi do mnie i robi
pocieszającą minę, a ja zastanawiam się czy naprawdę wyglądam, tak źle.
- Nie przejmuj się wujkiem. Był niemiły,
prawda? - patrzy na mnie wielkimi oczami - Nie martw się, na mnie też kiedyś
nakrzyczał, ale później przeprosił i przyniósł wielka czekoladę - posyła mi
szeroki uśmiech i nawet nie wiem kiedy, ale poprawia mi się humor.
- Czemu jeszcze tu jesteście? - pyta
kobieta, gdy wraca z torbą w ręku.
- Mamo, jesteś pewna, że Daisy ma tylko
cztery lata, a nie czterdzieści? - pytam, na co mała wybucha śmiechem i ciągnie
mnie za rękę w stronę samochodu.
- Chodźcie już! Spóźnię się.
W samochodzie panuje miła atmosfera,
dzięki blondynce, ale gdy zostawiamy ją w przedszkolu, przypomina mi się
zachowanie Matta i wpatruję się w ulicę, myśląc nad jego zachowaniem. Oczy
pełne złości, które się we mnie wpatrywały i żyła pulsująca na jego szyi,
uświadomiły mi, że chłopak naprawdę nie panuje nad swoim zachowaniem. Nie wiem
czy potrafiłabym być z kimś takim na dłużej. Gdy ta myśl pojawia się w mojej
głowie, orientuję się, że biorę pod uwagę to, że możemy zostać parą. W duchu
śmieję się z siebie, bo to jest nierealne. Ponieważ wcale nie chcę być z takim
dupkiem. Z tym przystojnym dupkiem, na którego widok serce bije mi szybciej.
Notka od autorki:
Hej! Nadal nie ma komentarzy... fajnie by było gdybyście po przeczytaniu coś zostawili.
Nie piszę dużo, bo biologia czeka, więc do następnego! :D
Świetne opowiadanie, czekam na następny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńdziwne, że mama nie zauważyła, że sypiają w jednym pokoju;)
OdpowiedzUsuń