Pukam lekko w drzwi, ale nie słyszę
odpowiedzi, więc je uchylam i zaglądam do wnętrza mojego pokoju. Marszczę czoło
na widok jaki zastaję. Andy leży rozłożony od strony ściany, a czarnowłosy leży
na brzuchu. Połowa jego ciała znajduje się na drugim chłopaku, a głowa na jego
klatce piersiowej. Uśmiecham się, gdy wyobrażam sobie ich minę, gdy się obudzą.
Postanawiam zejść na dół i zabrać się za robienie śniadania. Matt jeszcze nie
wyszedł z łazienki i wolę nie myśleć, o tym co zajmuje mu tyle czasu. Wyciągam składniki
potrzebne na zrobienie naleśników. Znajduję na lodówce kartkę z informacją, że
mama, Josh i Daisy pojechali do rodziców Josha i wrócą dopiero wieczorem.
- Hej - mówi głos za moimi plecami, a ja
podskakuję. Nie słyszałam, jak Matt wszedł do kuchni. Jest już ubrany w czarne
rurki oraz w czarny podkoszulek, ukazujący jego umięśnione ramiona. Zastanawiam
się dlaczego nie ma żadnego tatuażu. Zazwyczaj tatuażyści mają ich pełno, ale
on jest inny. Teraz stoi i śmieje się z mojej reakcji.
- Bardzo śmieszne! - mrużę na niego oczy
- Obudź lepiej chłopaków, zaraz będzie śniadanie.
- Już to zrobiłem. Zaraz zejdą, tylko
się ubiorą. Wygląda na to, że tylko ty będziesz tu jedyną osobą w piżamie -
lustruje moje nagie nogi z głupim uśmieszkiem.
- Pieprz się - mówię mu, a ten znów się
śmieje, ale przerywa mu chrząknięcie Andy'ego. Wchodzą do środka i siadają przy
stole.
- Co się dzieje? - pyta.
- Twój przyjaciel jest kretynem - mówię
i rzucam złośliwy uśmiech blondynowi.
- Taa... powiedz mi coś czego nie wiem.
- Dzięki stary, nie ma to jak
przyjacielska pomoc - oznajmia z wyrzutem, ale nie jest obrażony, bo usta ma
wykrzywione w powstrzymywanym uśmiechu.
- Też cię kocham! - krzyczy, ale szybko
odwraca się do Lucasa i szepcze mu coś do ucha. Czarnowłosy rozpromienia się, a
ja zaczynam się zastanawiać, czy pozycja w jakiej spali, na pewno była tylko
przypadkowa. Postanawiam, podpytać o to później Matta.
Stawiam talerz z naleśnikami na stole, a
obok dżem oraz owoce, żeby każdy mógł nałożyć sobie, co będzie chciał. Po posiłku
Andy oznajmia, że się zbierają, ponieważ muszą jeszcze zrobić zakupy i
przygotować dom na wieczorną imprezę. Nie żegnamy się, gdyż zobaczymy się za
parę godzin. Zmywam naczynia i idę do swojego pokoju. Kładę się na łóżku i
dzwonię do Patricka. Odbiera po trzech sygnałach.
- Cześć Rose! Tęskniłem.
- Heej - przeciągam.
- Co u ciebie? Jak sprawy z blond
księciem?
- Blond księciem? - pytam i śmieję się.
Wyobrażam sobie minę Matta, gdyby to usłyszał.
- Oj, no wiesz o kogo chodzi!
- Spoko, dogadujemy się. Dzisiaj jest ta
impreza u jego kumpla.
- Ale moja pozycja najlepszego
przyjaciela nie jest chyba zagrożona, co?
- No nie wiem... to zależy od tego,
kiedy ten idealny przyjaciel planuje mnie odwiedzić.
- O nie! Więc, jednak jest zagrożona? To
chyba muszę się postarać, żeby jej nie stracić - mówi załamanym głosem, a mnie
bolą policzki od uśmiechu - Myślisz, że nikt mnie nie wyrzuci, jak pójdę z tobą
na tą dzisiejszą imprezę? - pyta.
- Serio? Tak, tak, tak! - piszczę, ze
szczęścia.
- Dobra, za godzinę mam pociąg, napiszę
jak będę jechał, to poczekasz na mnie na stacji. Lecę się pakować. Pa!
Wpatruję się w nadjeżdżający pojazd,
oczekując, aż wyjdzie z niego mój przyjaciel. Zauważam, go w tłumie i biegnę w
jego stronę, rzucając mu się na szyję. Torba wypada mu z rąk, a on przyciąga
mnie do siebie. Wtulam się w jego szyję i słucham jak szepcze mi do ucha, jak
bardzo się za mną stęsknił.
- O mój boże, jak ty urosłaś! - mówi, na
co wybucham śmiechem.
- Widzieliśmy się miesiąc temu i wątpię,
żebym urosła od tego czasu.
- Cicho! Mówię, że urosłaś to urosłaś,
nie kłóć się ze starszym!
- Patrick, jesteś starszy o cztery
miesiące.
- No właśnie! - szczerzy się i podnosi
torbę.
Wracamy do domu autobusem. Zostawiłam
blondynowi karteczkę na stole w której napisałam, że niedługo będę z powrotem.
Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Nawet, nie wiedziałam, że brakowało mi go
tak bardzo. Wchodzimy do domu i zdejmujemy buty.
- Hej Rose, gdzie byłaś? - słyszę krzyk
z kuchni i ciągnę bruneta za rękę w tamtą stronę.
- Na stacji - odpowiadam, gdy wchodzimy
do pomieszczenia. Chłopak stoi do nas tyłem, więc jeszcze nie widzi, że nie
jestem sama.
- Co ty robiłaś na stac... - urywa, gdy
odwraca się w naszą stronę - Kto to?
- Patrick, mój przyjaciel, mówiłam ci o
nim. A to jest Matt, poznajcie się.
- Cześć - chłopak ściska mi rękę, pod
wpływem intensywnego wzroku blondyna.
- Taa... cześć - odpowiada cicho i jego
wzrok zatrzymuje się na naszych złączonych dłoniach.
- Idzie z nami dzisiaj na imprezę -
mówię niepewnie, zdziwiona jego zachowaniem.
- Super, coś jeszcze? - marszczę brwi,
na jego oschły ton - Nie? To idę do siebie, macie być gotowi o dwudziestej
pierwszej. Nie będę czekał.
- Milusi. Jesteś pewna, że to jest ten
sam Matt, o którym mi opowiadałaś? - pyta, gdy zostajemy w pomieszczeniu sami.
- Nie wiem, co mu się stało. Może ma zły
humor. Zwykle tak się nie zachowuje.
- Ciekawe co mu go popsuło, nie? - mówi
takim tonem, jakby znał już odpowiedź.
- No co? - wpatruję się w niego.
- Naprawdę, tego nie widzisz?
- Czego? Wykrztuś to wreszcie!
- On, skarbie, jest po prostu o ciebie,
cholernie zazdrosny - szczerzy się brunet.
- Złe wnioski. Jego brat twierdzi, że on
taki jest. Nie panuje czasami nad tym co mówi i jak się zachowuje. To na pewno
nie jestem tym, czym myślisz, że jest.
- Powiedzmy, że ci wierzę - przechyla
głowę w lewą stronę - A teraz chodź, idziemy się przygotować bo blond królowa
lodu, na serio nas zostawi.
Notka od autorki:
Taki trochę krótki, ale trudno. Mam nadzieję, że się spodoba, bo poznajemy w końcu Patricka! Rozdział siódmy, wstawiam akurat w moje 17 urodzinki :D Jaka ja już jestem stara... A tak serio, to dzięki za wyświetlenia i komentarze, chociaż jest ich niedużo, to i tak cieszy mnie to, że ktokolwiek odwiedza ten blog i czyta moje opowiadanie. Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz