środa, 10 lutego 2016

Rozdział 7


Pukam lekko w drzwi, ale nie słyszę odpowiedzi, więc je uchylam i zaglądam do wnętrza mojego pokoju. Marszczę czoło na widok jaki zastaję. Andy leży rozłożony od strony ściany, a czarnowłosy leży na brzuchu. Połowa jego ciała znajduje się na drugim chłopaku, a głowa na jego klatce piersiowej. Uśmiecham się, gdy wyobrażam sobie ich minę, gdy się obudzą. Postanawiam zejść na dół i zabrać się za robienie śniadania. Matt jeszcze nie wyszedł z łazienki i wolę nie myśleć, o tym co zajmuje mu tyle czasu. Wyciągam składniki potrzebne na zrobienie naleśników. Znajduję na lodówce kartkę z informacją, że mama, Josh i Daisy pojechali do rodziców Josha i wrócą dopiero wieczorem.
- Hej - mówi głos za moimi plecami, a ja podskakuję. Nie słyszałam, jak Matt wszedł do kuchni. Jest już ubrany w czarne rurki oraz w czarny podkoszulek, ukazujący jego umięśnione ramiona. Zastanawiam się dlaczego nie ma żadnego tatuażu. Zazwyczaj tatuażyści mają ich pełno, ale on jest inny. Teraz stoi i śmieje się z mojej reakcji.
- Bardzo śmieszne! - mrużę na niego oczy - Obudź lepiej chłopaków, zaraz będzie śniadanie.
- Już to zrobiłem. Zaraz zejdą, tylko się ubiorą. Wygląda na to, że tylko ty będziesz tu jedyną osobą w piżamie - lustruje moje nagie nogi z głupim uśmieszkiem.
- Pieprz się - mówię mu, a ten znów się śmieje, ale przerywa mu chrząknięcie Andy'ego. Wchodzą do środka i siadają przy stole.
- Co się dzieje? - pyta.
- Twój przyjaciel jest kretynem - mówię i rzucam złośliwy uśmiech blondynowi.
- Taa... powiedz mi coś czego nie wiem.
- Dzięki stary, nie ma to jak przyjacielska pomoc - oznajmia z wyrzutem, ale nie jest obrażony, bo usta ma wykrzywione w powstrzymywanym uśmiechu.
- Też cię kocham! - krzyczy, ale szybko odwraca się do Lucasa i szepcze mu coś do ucha. Czarnowłosy rozpromienia się, a ja zaczynam się zastanawiać, czy pozycja w jakiej spali, na pewno była tylko przypadkowa. Postanawiam, podpytać o to później Matta.
Stawiam talerz z naleśnikami na stole, a obok dżem oraz owoce, żeby każdy mógł nałożyć sobie, co będzie chciał. Po posiłku Andy oznajmia, że się zbierają, ponieważ muszą jeszcze zrobić zakupy i przygotować dom na wieczorną imprezę. Nie żegnamy się, gdyż zobaczymy się za parę godzin. Zmywam naczynia i idę do swojego pokoju. Kładę się na łóżku i dzwonię do Patricka. Odbiera po trzech sygnałach.
- Cześć Rose! Tęskniłem.
- Heej - przeciągam.
- Co u ciebie? Jak sprawy z blond księciem?
- Blond księciem? - pytam i śmieję się. Wyobrażam sobie minę Matta, gdyby to usłyszał.
- Oj, no wiesz o kogo chodzi!
- Spoko, dogadujemy się. Dzisiaj jest ta impreza u jego kumpla.
- Ale moja pozycja najlepszego przyjaciela nie jest chyba zagrożona, co?

- No nie wiem... to zależy od tego, kiedy ten idealny przyjaciel planuje mnie odwiedzić.
- O nie! Więc, jednak jest zagrożona? To chyba muszę się postarać, żeby jej nie stracić - mówi załamanym głosem, a mnie bolą policzki od uśmiechu - Myślisz, że nikt mnie nie wyrzuci, jak pójdę z tobą na tą dzisiejszą imprezę? - pyta.
- Serio? Tak, tak, tak! - piszczę, ze szczęścia.
- Dobra, za godzinę mam pociąg, napiszę jak będę jechał, to poczekasz na mnie na stacji. Lecę się pakować. Pa!
Wpatruję się w nadjeżdżający pojazd, oczekując, aż wyjdzie z niego mój przyjaciel. Zauważam, go w tłumie i biegnę w jego stronę, rzucając mu się na szyję. Torba wypada mu z rąk, a on przyciąga mnie do siebie. Wtulam się w jego szyję i słucham jak szepcze mi do ucha, jak bardzo się za mną stęsknił.
- O mój boże, jak ty urosłaś! - mówi, na co wybucham śmiechem.
- Widzieliśmy się miesiąc temu i wątpię, żebym urosła od tego czasu.
- Cicho! Mówię, że urosłaś to urosłaś, nie kłóć się ze starszym!
- Patrick, jesteś starszy o cztery miesiące.
- No właśnie! - szczerzy się i podnosi torbę.
Wracamy do domu autobusem. Zostawiłam blondynowi karteczkę na stole w której napisałam, że niedługo będę z powrotem. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Nawet, nie wiedziałam, że brakowało mi go tak bardzo. Wchodzimy do domu i zdejmujemy buty.
- Hej Rose, gdzie byłaś? - słyszę krzyk z kuchni i ciągnę bruneta za rękę w tamtą stronę.
- Na stacji - odpowiadam, gdy wchodzimy do pomieszczenia. Chłopak stoi do nas tyłem, więc jeszcze nie widzi, że nie jestem sama.
- Co ty robiłaś na stac... - urywa, gdy odwraca się w naszą stronę - Kto to?
- Patrick, mój przyjaciel, mówiłam ci o nim. A to jest Matt, poznajcie się.
- Cześć - chłopak ściska mi rękę, pod wpływem intensywnego wzroku blondyna.
- Taa... cześć - odpowiada cicho i jego wzrok zatrzymuje się na naszych złączonych dłoniach.
- Idzie z nami dzisiaj na imprezę - mówię niepewnie, zdziwiona jego zachowaniem.
- Super, coś jeszcze? - marszczę brwi, na jego oschły ton - Nie? To idę do siebie, macie być gotowi o dwudziestej pierwszej. Nie będę czekał.
- Milusi. Jesteś pewna, że to jest ten sam Matt, o którym mi opowiadałaś? - pyta, gdy zostajemy w pomieszczeniu sami.
- Nie wiem, co mu się stało. Może ma zły humor. Zwykle tak się nie zachowuje.
- Ciekawe co mu go popsuło, nie? - mówi takim tonem, jakby znał już odpowiedź.
- No co? - wpatruję się w niego.
- Naprawdę, tego nie widzisz?
- Czego? Wykrztuś to wreszcie!
- On, skarbie, jest po prostu o ciebie, cholernie zazdrosny - szczerzy się brunet.
- Złe wnioski. Jego brat twierdzi, że on taki jest. Nie panuje czasami nad tym co mówi i jak się zachowuje. To na pewno nie jestem tym, czym myślisz, że jest.

- Powiedzmy, że ci wierzę - przechyla głowę w lewą stronę - A teraz chodź, idziemy się przygotować bo blond królowa lodu, na serio nas zostawi.




Notka od autorki:

Taki trochę krótki, ale trudno. Mam nadzieję, że się spodoba, bo poznajemy w końcu Patricka! Rozdział siódmy, wstawiam akurat w moje 17 urodzinki :D Jaka ja już jestem stara... A tak serio, to dzięki za wyświetlenia i komentarze, chociaż jest ich niedużo, to i tak cieszy mnie to, że ktokolwiek odwiedza ten blog i czyta moje opowiadanie. Do następnego!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz