środa, 11 maja 2016

Rozdział 20


Matt POV:

Kolejna już, dzisiejszego dnia kartka, ląduje na podłodze Wyciągam czystą i przywołuję w myślach obraz Rose. Jej piękny uśmiech, który chciałbym ciągle widzieć, i którego chciałbym być sprawcą. Następnie oczy. Najpiękniejszy odcień błękitu, którego nie potrafię opisać. Nie mam nawet do czego go porównać, ponieważ jest niepowtarzalny.
Biel nowej kartki, powoli zostaję zastąpiona szkicami brunetki. Zaprzestaję swoich ruchów i ciskam szkicownik na drugą stronę pokoju. Po pomieszczenia rozchodzi się hałas, w momencie jego zderzenia ze ścianą. Jestem wściekły, że nie potrafię przelać moich uczuć do niej na papier. Nie potrafię odzwierciedlić jej idealnej urody. Warczę pod nosem, zaciskając pięści. Ołówek, o którym zapomniałem, a który znajdował się w mojej dłoni łamie się na dwie części. W mojej głowie od niecałej godziny szaleje istna burza. Mam ochotę rozwalić wszystko, co spotkam na swojej drodze. W głowie pojawiają mi się obrazy mojej Rosie z tym... Widzę jak ją obejmuje, trzyma za rękę, całuje! Zaciskam szczękę i mimowolnie, po moim policzku spływa łza. Śmieję się z siebie w duchu. Czego ja się spodziewałem? Że po tym jak ją traktowałem, ona zechce ze mną być? Że się we mnie zakocha? Przecież jestem, tylko chłopakiem, który myśli, że ma talent. A tak naprawdę nie potrafi nic.
Beznadziejny. Do niczego. Beztalencie. Życiowa porażka. 
Określenia, które słyszałem przez całe swoje życie, odbijają mi się echem w głowie. Mieliście racje! Jesteście z siebie zadowoleni? Mam ochotę zadzwonić do swoich rodziców i im to wykrzyczeć. Powiedzieć jak bardzo ich nienawidzę. Jak okropnymi osobami są. Ludzie tacy jak oni nie powinni mieć dzieci. Jako mały chłopiec, zawsze czekałem, aż przyjdą do nie i mnie przytulą. Ale to nigdy się nie działo. Przez całe swoje życie nie usłyszałem od nikogo tych dwóch słów. Słów, który tak desperacko potrzebuje.
Nikt cię nigdy nie pokocha. Nie becz, tylko się postaraj. Jesteś takim okropnym dzieckiem. Z twoim bratem nigdy nie było problemów. a ty co? 
Zawsze byłem tym gorszym synem. Nie mam tego za złe Joshowi. On mnie wspierał. Pocieszał, gdy jako dziesięciolatek, ojciec zbił mnie, za to że dostałem złą ocenę. Wtedy jeszcze miał nadzieję, że pójdę w ich ślady.
Jesteś obrzydliwy. Przynosisz wstyd naszej rodzinie. Lepiej by było, gdybyś nigdy się nie urodził.
W wieku piętnastu lat, takie teksty były na porządku dziennym. Za każdy sprzeciw rodzicom, zostawałem karany. Widziałem ból w oczach Josha, gdy nie mógł nic zrobić. Gdy po wszystkim, przychodził do mnie i przepraszał. Za to, że mi nie pomógł. Nie byłem na niego zły.
Jako szesnastolatek, zacząłem się ciąć. Tak, jestem cholernie słaby. Nie wytrzymywałem, ciągłej krytyki. Teraz okropnie tego żałuję. szczególnie, że za każdym razem, gdy patrzę w lustro widzę blizny. Całe moje uda pokryte są cienkimi liniami, które już na zawsze będą mi przypominać cały ból. Już tego nie robię. Nie miałem żyletki w dłoni, od kiedy obiecałem to bratu. Nigdy nie zapomnę przerażenia w jego oczach, gdy znalazł mnie w łazience. Nie chcę, żeby cierpiał. Tylko ja, na to zasługuję. Nigdy nikt mnie nie pokocha. Jestem obrzydliwy. Dlaczego tak krucha i delikatna osoba jak Rose, miałaby być z kimś tak popieprzonym jak ja?
Nie zdaję sobie sprawy, że jestem pogrążony w rozmyślaniu tak długo, dopóki nie słyszę pukania w drzwi. Odchrząkuję chcąc pozbyć się chrypki.
- Tak? - mam nadzieję, że nikt tu nie wejdzie. Nie teraz.
- Zejdź na dół. Zrobiłam już kolację - informuje mnie Hannah.
- Nie jestem głodny.
- Na pewno?
- Tak - odpowiadam, chcąc żeby już stąd poszła.
I gdy słyszę stukot jej obcasów, znów pogrążam się w swoich myślach.

***

Rose POV:

Stoję niezręcznie pod moim domem, unikając wzroku Ethana. Powoli dociera do mnie powaga sytuacji. On chciał mnie pocałować. Brat mojej przyjaciółki chciał mnie pocałować. Mój kolega chciał mnie pocałować. A ja mu na to nie pozwoliłam. Czekam na jego reakcję, która jak na złość nie nadchodzi. Powoli podnoszę głowę i spoglądam na jego twarz. Chce mi się płakać, gdy dostrzegam grymas zawodu.
- Przepraszam - szepczę, ponieważ czuję się winna.
- Nie przepraszaj, proszę. To ja powinienem - odpowiada szybko, pocierając swój kark - Rozumiem, to pierwsza randka. Nie całujesz się na pierwszym spotkaniu. To zrozumiałe - kiwa głową.
- Nie, Ethan to nie o to chodzi. Ja nic do ciebie nie czuję - mówię, zdając sobie sprawę z tego, że cały czas myślałam o blondynie. Nieświadomie porównywałam ich w każdej chwili. Nie chcę zranić chłopaka, dlatego wolę to wyjaśnić już teraz.
- Umm... okej - odpowiada i jego głos się załamuje. Patrzy na mnie jeszcze chwile po czym przeklina cicho, gwałtownie się obracając i odchodzi.
 Wpatruję się w jego znikającą za zakrętem sylwetkę. Jestem na siebie zła, że w ogóle zgodziłam się na tą całą randkę, wiedząc że nic do niego nie czuję. Zrezygnowana otwieram drzwi i wchodzę do domu. W korytarzu panuje niczym niezmącona cisza, więc, gdy stawiam kolejne kroki, dźwięk rozchodzi się po pomieszczeniu. W salonie spotykam mamę i Josha. Nie zauważają mnie, oglądając jakiś film. Głowa Hannah spoczywa na ramieniu jej partnera, który ją obejmuje. Na mojej twarzy niekontrolowanie pojawia się uśmiech, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że Josh jest najlepszym co mogło spotkać moją rodzicielkę. Po cichu przemykam na górę i zatrzymuję się przed swoim pokojem, słysząc muzykę z pokoju obok. Korci mnie aby pójść do blondyna, ale miałam trzymać się od niego z daleka, a przebywając w jego towarzystwie zakochuje się coraz bardziej. Za każdym razem dostrzegam kolejne małe rzeczy, które tak bezgranicznie uwielbiam.






Notka od autorki:
Mamy historię Matta. Kto tak jak ja nienawidzi takich rodziców?

7 komentarzy:

  1. Jesteś najlepsza! :)
    Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy następny rozdział??? :)��

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nowy rozdział ???? bo doczekać się nie mogę! :);*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś ma być dziewczyny czytajcie wyżej. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. I co z tym rozdziałem już w tą środę powinien być drugi... :( :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie nowy?

    OdpowiedzUsuń