środa, 24 lutego 2016

Rozdział 9


- Co ty tu robisz? - pytanie wychodzi z moich ust, gdy budzę cie ciasno owinięta przez ramiona Patricka. Leżę na plecach, a jego czoło oparte jest o moją głowę.
- Macie niewygodną kanapę - mówi i uśmiecha się podejrzanie. Znam go na tyle dobrze, więc poznaję, że coś kręci.
- Paaatrick - przeciągam jego imię i wbijając mu łokieć w żebra. Unieruchamia mi rękę cicho się śmiejąc, ale zaraz z jego ust wydobywa się cichy syk.
- Moja głowa - jęczy i chowa ją w zagłębieniu mojej szyi - A wracając do tematu, to blondas rano przyszedł do salonu i zaczął coś pierdolić, więc możliwe, że powiedziałem mu, że idę do ciebie i będę cię pieprzyć? - chłopak śmieje się, gdy wydaję z siebie dźwięk rezygnacji.
- Dlaczego miałbyś powiedzieć, akurat coś takiego?
- Byłem wkurwiony i wiedziałem, że to go wkurzy najbardziej - mówi i chichocze - Gdybyś tylko widziała jego minę. Myślałem, że mi zaraz przywali czy coś, ale wbiegła ta mała, Daisy? No i się opanował - kończy i ziewa przeciągle.
- Jesteś idiotą.
- Ale i tak mnie kochasz! - rechocze, po czy wczołguje się na mnie.

***

Wstajemy dopiero w porze obiadu. Musimy odpowiadać na pytania zadawane przez moją mamę. Gdy kończy swoje przesłuchanie, jak nazwał to Josh, za co został obdarzony zabójczym wzrokiem jego partnerki, Hannah wypytuje Patricka o to, co dzieję się w naszej starej miejscowości. Chłopak zawsze świetnie dogaduje się z dorosłymi. Matt nie zszedł na obiad, dlatego odetchnęłam z ulgą, bo po wczorajszej sytuacji wolę go nie widzieć. Chcę się nacieszyć ostatnim dniem z przyjacielem, gdyż wieczorem ma powrotny pociąg. Po posiłku siadamy na kanapie w salonie i oglądamy jakąś komedię, której fabuły nawet nie kojarzę. Pogrążeni jesteśmy w rozmowie. Patrick siedzi opierając głowę o oparcie, a ja leżę z głową na jego kolanach. Zawsze lądujemy w takiej pozycji, albo na odwrót i wtedy to głowa chłopaka znajduję się na moich kolanach. Po niespełna godzinie przybiega do nas Daisy, żebyśmy obejrzeli z nią bajkę. Gdy nadchodzi czas pożegnania chce mi się płakać. Przytulamy się do siebie. Słyszę szept przy uchu, w którym obiecuje mi, że niedługo znów się zobaczymy. Zostaję w domu, aby przypilnować czterolatkę, gdy mama odwozi go na pociąg.
Samochód zniknął z podjazdu, a ja dopiero teraz uświadamiam sobie, że on naprawdę wyjechał. Ruszam w stronę kuchni i siadam na blacie, popijając wodę ze szklanki. Po salonie rozchodzi się dźwięk czyichś kroków i do pomieszczenia wchodzi, nikt inny jak Matt. Widzę go po raz pierwszy od naszej wczorajszej kłótni i nie wiem, jak się zachować. Nie chcę wychodzić bo wyglądałoby to, jak ucieczka. Blondyn patrzy na mnie chwilę, po czym podchodzi do lodówki i pije jakiś sok prosto z kartonu. Chcę mu zwrócić uwagę, że do tego służą szklanki ale odpuszczam. Czuje na sobie jego wzrok i mam rację, ponieważ nie spuszcza mnie z oczu, opierając się o szafkę naprzeciwko. Gdy unoszę pytająco brwi, jego oczy nadal wpatrzone są w moją twarz i zaczyna mnie to krępować.
- Jak było? - nie spodziewam się, że w końcu przemówi, więc zaskoczona prawie wypuszczam z rąk pustą szklankę.
- O co ci chodzi, Matt?
- Pytałem jak było, gdy pieprzyłaś się z tym idiotą - mówi, a ja powoli zaczynam wszystko rozumieć. Patrzy na mnie pogardliwie, oczekując, aż się odezwę.
- Nie twoja sprawa. Po drugie, nie nazywaj go tak - postanawiam nie wyprowadzać go z błędu. Niech się cieszy, że w ogóle się do niego odzywam. Chociaż sama zastanawiam się czemu to robię. Powinnam wyjść i nie zwracać uwagi na jego zaczepki, co postanawiam zrobić dopiero teraz, ale on podąża za mną.
- No co, nie masz zamiaru mi odpowiedzieć? - szydzi, wchodząc za mną do pokoju.
- Czego ty ode mnie chcesz, co? Odpuść dobie! - krzyczę, nie wytrzymując już jego oskarżycielskiego tonu. Odwracam się do niego, patrząc wyczekująco. Cofam się, gdy na jego twarzy pojawia się sztuczny uśmiech, a on robi krok w moją stronę. Gdy widzi moją reakcję, podchodzi coraz bliżej, aż w końcu opieram się o ścianę, a on stoi niecały metr dalej. Nie wiem, co ma zamiar zrobić, ale powoli zaczynają drżeć mi ręce. Gdy robi ostatni krok i między nami, nie ma już nawet centymetra pustej przestrzeni, próbuję odepchnąć go do siebie, ale skutkuje to tylko unieruchomieniem moich nadgarstków, przez jego ręce.
- Co robisz? - pytam i karcę się za to, że mój głos zadrżał. W odpowiedzi przykłada swoje pełne usta do mojego ucha i przejeżdża przy tym językiem po mojej szyi - Przestań - chcę krzyczeć, ale z moich ust wydobywa się tylko cichy szept.
- To czułaś, gdy robiłaś to z Patrickiem? - nachyla się i jego oddech uderza w moją szyję, na co po moich plecach przechodzi dreszcz. Czuję jak moja reakcja, wywołuje uśmiech na jego twarzy. Moje gardło jest tak zaciśnięte, że nie potrafię nic powiedzieć. Jego usta przesuwają się po moim policzku i zjeżdżają w dół. Czuję pieczenie, które wywołane jest ssaniem skóry pod moją szczęką.
- No dalej, skarbie, opowiedz mi jak dobrze ci zrobił? - gdy nie odpowiadam, kontynuuje - Chcesz się poczuć jeszcze lepiej? Potrafię sprawić, że będziesz krzyczała moje imię, błagając o więcej. Odpowiedz mi - szepcze mi prosto w usta.
Nie wiem co się ze mną dzieje, ale pod wpływem jego dotyku, jego bliskości, nie mogę się mu sprzeciwić i kiwam głową, potakując.
- Niee. Masz to powiedzieć na głos.
- Chcę - mówię słabo. W jego policzkach pojawiają się dołeczki i po chwili przyciska swoje usta do moich. Jego język wdziera się do wnętrza moich ust, a ja wydaję z siebie cichy jęk. Powoli oddaję pocałunek i wtedy dociera do mnie dźwięk kroków. W momencie, gdy odpycham od siebie blondyna do pokoju wbiega Daisy.
- Co robicie? - pyta i przygląda się Mattowi, jego włosy są w kompletnym nieładzie, odstając w każdą możliwą stronę. Usta są napuchnięte, a policzki zarumienione. Boję się nawet spojrzeć w lustro, bo podejrzewam, że prezentuję się w podobny sposób.
- Miałaś oglądać bajkę - mówi, drżącym głosem chłopak i dopiero teraz zauważam, że jego ręce nieudolnie próbują zakryć, wybrzuszenie w spodniach. Czuję jak mój brzuch zaciska się na myśl, że to ja jestem, tego powodem.
- Nudziłam się sama - jęczy mała, a jej wzrok ląduje na mnie. Uśmiecham się do niej i łapię za rękę.
- To chodź, pomożesz mi robić kolację - oznajmiam, a Daisy rozpromienia się.
- Idziesz z nami, wujku?

- Zaraz przyjdę, tylko muszę coś zrobić - patrzy na mnie znacząco, przejeżdżając językiem po górnej wardze. Domyślam się o co mu chodzi i spuszczam wzrok, czerwieniąc się. Wychodzimy z pokoju, zostawiając go samego. Dołącza do nas, gdy jesteśmy w połowie robienia zapiekanki. Niedługo wraca mama, a my nie mamy więcej okazji, aby porozmawiać o tym co między nami zaszło.





Notka od autorki:
Cześć! Standardowo nowy rozdział! Jak się podoba? Zastanawiam się czy kontynuować pisanie tego opowiadania, ponieważ nikt nie dodaje komentarzy, więc trochę brak motywacji. Nie jestem jeszcze pewna, co zrobię ale na razie opcja jest taka, że za tydzień dodam nowy. Do następnego!

środa, 17 lutego 2016

Rozdział 8


Dom And'ego jest przepełniony ludźmi. Muzyka rozbrzmiewa na całą okolicę i tylko czekam, aż któryś z sąsiadów zadzwoni po policję. Droga tu przebiegła w ciszy, ponieważ Matt chyba obrał sobie za cel ignorowanie nas lub udawanie, że w ogóle nie istniejemy. Aktualnie znajduję się w środku tłumu napalonych i ocierających się o siebie ludzi. Na początku miałam lekkie opory przed tańczeniem, ale teraz jestem już po kilku drinkach, więc postanowiłam wyluzować i nie przejmować się zachowaniem Matta. Swoją drogą, to ciekawe, gdzie on się teraz podziewa. Stoję tyłem do mojego przyjaciela, a jego ręce umieszczone są na moich biodrach. Ruszam się w rytm muzyki, ocierając się o niego. Próbuje powiedzieć Patrickowi, że chcę się napić, ale przez hałas nic nie słychać, więc łapię go za rękę i ciągnę w stronę kuchni, gdzie jest odrobinę ciszej. Biorę do ręki czerwony kubek, a drugi podaję brunetowi i wypijam całego na raz.
- Może tak trochę zwolnisz, co? - słyszę za sobą, dobrze mi znany głos. Odwracam się i kiwam głową na nie - A ja myślę, że tak. Hannah mnie zabije jak zobaczy cię w takim stanie. Miałem cię pilnować! - przekrzykuje muzykę, ale wiem, że krzyk spowodowany jest też jego zdenerwowaniem.
- Wyluzuj blondi, masz napij się bo jesteś bardzo spięty - podaję mu kubek i słyszę histeryczny śmiech organizatora imprezy. Wydaje mi się, że wypił on o wiele więcej niż ja, ponieważ cały jego ciężar oparty jest na Lucasie.
- Jesteście razem? - wypalam, nie kontrolując tego co mówię. Czarnowłosy krztusi się powietrzem, a Andy znów wybucha śmiechem. Dołączam do niego i ponaglam. Chcę znać odpowiedź.
- Widzisz, słońce, mówiłem że można jej powiedzieć! - mówi Andy i całuje czerwonego Lucasa w policzek.
- Ohh... jakie to słodkie. Prawda Matt? - zwracam się do chłopaka. Ten wpatruje się we mnie i niespodziewanie łapie za nadgarstek, ciągnąc na prowizoryczny parkiet, który na co dzień pełni rolę salonu. Odwracam się i macham do Patricka, a ten oddaje mi gest. Dziewczyna, z którą rozmawia, posyła mi wkurzone spojrzenie. Matt obraca mnie i przyciska do swojej klatki piersiowej. Ręce zarzucam za jego szyję i zaczynam kręcić biodrami. Czuję na uchu jego oddech. Tańczmy kilka piosenek, gdy nie mam już siły i kieruję się na zewnątrz domu, by trochę ochłonąć. Blondyn podąża za mną. Opieram się plecami o murek za domem, gdzie nie ma nikogo, a Matt staje przede mną. Wyciąga z kieszeni obcisłych spodni paczkę papierosów i odpala jednego. Przymyka oczy, gdy się zaciąga, a jego szczęka jest teraz widocznie zarysowana.
- Nie wiedziałam, że palisz - mówię i przechylam głowę w prawo, patrząc na niego.
- Bo nie pale, to papierosy And'ego.
- Daj ja też chcę - wyciągam dłoń, ale on odsuwa swoją - No dalej Wood!
- Nie wiedziałem, że palisz - powtarza po mnie, a ja przewracam oczami i wysuwam dolną wargę do przodu. Uśmiecha się jednym kącikiem ust, a w lewym policzku pojawia się uroczy dołeczek.
- Dobra, ale zrobimy to inaczej. Rozchyl usta - nakazuje i podchodzi tak blisko, że stykamy się czubkami butów. Patrzę na niego z dołu i czekam co zrobi. Schyla się i zaciąga papierosem, chwilę trzyma dym w płucach, po czym wypuszcza prosto w moje usta. Zamykam je i po chwili również wypuszczam, nie zrywając kontaktu wzrokowego z moim towarzyszem.
- Jesteś niemożliwa - szepcze.
- A ty humorzasty - wytykam i wymijam, zmierzając do środka.
- Gdzie idziesz?
- Poszukać Patricka.
- Po co ci on? - pyta i chwyta za nadgarstek, obracając do siebie.
- Dlaczego go nie lubisz? Jest moim przyjacielem. Chcę żebyście się dogadali - patrzę na niego prosząco. Wzdycha, ale potakuje. Zarzucam mu ręce na szyję i ściskam.
- Ale nie pijesz więcej.
- Chodź już.
Tańczymy jeszcze kilka piosenek, ale dochodzi pierwsza w nocy i musimy wracać. Patrick nie przestał pić tak jak ja, więc siedzi z tyłu i opowiada coś, ale mówi tak niewyraźnie, że mogę się tylko z niego śmiać. Obejmuję go ramieniem i pomagam wejść do domu. Chłopak mimo starań przewraca się w korytarzu, próbując zdjąć buty. Hałas musiał obudzić mamę i Josha, bo słyszę ich głosy, a za chwilę pojawiają się w drzwiach.
- Patrick? Co ty tu robisz? I to w takim stanie?
- Dzień dobry, pani Tarver - próbuje się ukłonić, ale gdyby nie Matt, znów wylądowałby na podłodze.
- Dobra jest już późno, idźcie spać i pogadamy sobie jutro - ostrzega mama i oboje odchodzą.
- Gdzie będzie spał? - pyta niebieskooki.
- U mnie? - podnoszę brew.
- Zapomnij - prycha - Śpi na kanapie w salonie. Słyszysz? Możesz już tam iść - zwraca się do chłopaka, który podtrzymując się ściany, podąża we wskazanym kierunku.
- Miałeś być miły!
- Jestem.
- Nie prawda, jesteś okropny! - mówię i ruszam po schodach na górę, słyszę za sobą jego kroki.
- Dla ciebie? - nie odpowiadam, wchodząc do pokoju. Ściągam sukienkę, nie przejmując się jego obecnością i jego przeszywającym wzrokiem, który błądzi teraz po moim ciele. Normalnie nie rozebrałabym się przy innym chłopaku, ale teraz procenty krążą w moich żyłach, sprawiając że jestem odważniejsza. Przeciągam przez głowę koszulkę, której nie zdążyłam mu rano oddać. Omijam go, wychodząc z pokoju i zatrzymując się przed lustrem w łazience. Biorę się za zmywanie makijażu.
- Teraz nie będziesz się do mnie odzywać? - nie odpowiadam, ponieważ wiem jak bardzo go to zdenerwuje. I nie mylę się, bo po chwili czuję jak wyrywa mi z dłoni szczotkę do włosów, odrzucając ją na podłogę.
- Co ty robisz?! - krzyczę na niego.
- O jednak umiesz mówić? Bo już zaczynałem w to wątpić - prycha ironicznie.
- Wiesz co, jesteś kompletnym kretynem - mówię. Wracam do pokoju, mając nadzieje, że za mną nie pójdzie, ale oczywiście się mylę.
- Ja jestem kretynem, tak? Bo mi się wydaję, że największym kretynem w tym domu jest twój uroczy przyjaciel! Jak tylko się pojawił to mnie olałaś, a z tego co pamiętam to ze mną miałaś iść, na tą pierdoloną imprezę - mówi, a ja nie wytrzymuje.
- Nie mieszaj go do tego! Nie rozmawiamy o nim, więc zostaw swoje cenne uwagi dla siebie - patrzymy w swoje oczy - Chyba nie myślałeś, że jesteś kimś ważniejszym od niego? On zawsze będzie dla mnie na pierwszym miejscu - dodaję już spokojniej. Jego twarz zmienia wyraz z wkurzonej na taką, której nie mogę rozszyfrować, ale szybko się rehabilituje.
- Wiesz, muszę mu podziękować - mówi, a ja marszczę czoło - Gdyby nie on to męczyłbym się z tobą przez cały wieczór i musiałbym cię niańczyć, a tak miałem święty spokój. Trochę wstyd się z tobą pokazywać, ale jak widać jesteście tak samo beznadziejni, więc się świetnie dogadujecie - patrzy chwilę na moją twarz, a ja modlę się żeby już wyszedł, bo czuję jak w moich oczach zbiera się słona ciecz, a nie pozwolę żeby zobaczył, jak przez niego płaczę.
- Wynoś się! - mówię, ale pod koniec mój głos się łamie.

- Rose, ja n... - brzmi na zmartwionego, ale nie chcąc go dłużej słuchać, nie pozwalam mu dokończyć, popychając go i zatrzaskując drzwi przed nosem. Opieram się o nie plecami i zjeżdżam w dół, pozwalając moim łzom wypłynąć. Chyba nigdy się nie nauczę, że ludzie prędzej czy później i tak sprawią nam ból i zostawią. A ja jak zwykle, będę płakać i o wszystko się obwiniać, ale nie tym razem. Ocieram łzy, podnosząc się i gaszę światło, podążając do łóżka. Obiecuję sobie, że nie będę płakać przez kolejnego dupka, który tak szybko pojawił się i wkroczył do mojego życia.





Notka od autorki:
Czeeść ludzie! Mamy kolejny rozdział! Co o nim sądzicie? Standardowo zapraszam do komentowania! Ja dzisiaj zrobiłam sobie wolne, bo jestem chora... Nienawidzę takiej pogody! Kto tak jak ja czeka, aż zrobi się ciepło? Ja chcę już wiosnę! Kolejny rozdział jak zawsze za tydzień. 

środa, 10 lutego 2016

Rozdział 7


Pukam lekko w drzwi, ale nie słyszę odpowiedzi, więc je uchylam i zaglądam do wnętrza mojego pokoju. Marszczę czoło na widok jaki zastaję. Andy leży rozłożony od strony ściany, a czarnowłosy leży na brzuchu. Połowa jego ciała znajduje się na drugim chłopaku, a głowa na jego klatce piersiowej. Uśmiecham się, gdy wyobrażam sobie ich minę, gdy się obudzą. Postanawiam zejść na dół i zabrać się za robienie śniadania. Matt jeszcze nie wyszedł z łazienki i wolę nie myśleć, o tym co zajmuje mu tyle czasu. Wyciągam składniki potrzebne na zrobienie naleśników. Znajduję na lodówce kartkę z informacją, że mama, Josh i Daisy pojechali do rodziców Josha i wrócą dopiero wieczorem.
- Hej - mówi głos za moimi plecami, a ja podskakuję. Nie słyszałam, jak Matt wszedł do kuchni. Jest już ubrany w czarne rurki oraz w czarny podkoszulek, ukazujący jego umięśnione ramiona. Zastanawiam się dlaczego nie ma żadnego tatuażu. Zazwyczaj tatuażyści mają ich pełno, ale on jest inny. Teraz stoi i śmieje się z mojej reakcji.
- Bardzo śmieszne! - mrużę na niego oczy - Obudź lepiej chłopaków, zaraz będzie śniadanie.
- Już to zrobiłem. Zaraz zejdą, tylko się ubiorą. Wygląda na to, że tylko ty będziesz tu jedyną osobą w piżamie - lustruje moje nagie nogi z głupim uśmieszkiem.
- Pieprz się - mówię mu, a ten znów się śmieje, ale przerywa mu chrząknięcie Andy'ego. Wchodzą do środka i siadają przy stole.
- Co się dzieje? - pyta.
- Twój przyjaciel jest kretynem - mówię i rzucam złośliwy uśmiech blondynowi.
- Taa... powiedz mi coś czego nie wiem.
- Dzięki stary, nie ma to jak przyjacielska pomoc - oznajmia z wyrzutem, ale nie jest obrażony, bo usta ma wykrzywione w powstrzymywanym uśmiechu.
- Też cię kocham! - krzyczy, ale szybko odwraca się do Lucasa i szepcze mu coś do ucha. Czarnowłosy rozpromienia się, a ja zaczynam się zastanawiać, czy pozycja w jakiej spali, na pewno była tylko przypadkowa. Postanawiam, podpytać o to później Matta.
Stawiam talerz z naleśnikami na stole, a obok dżem oraz owoce, żeby każdy mógł nałożyć sobie, co będzie chciał. Po posiłku Andy oznajmia, że się zbierają, ponieważ muszą jeszcze zrobić zakupy i przygotować dom na wieczorną imprezę. Nie żegnamy się, gdyż zobaczymy się za parę godzin. Zmywam naczynia i idę do swojego pokoju. Kładę się na łóżku i dzwonię do Patricka. Odbiera po trzech sygnałach.
- Cześć Rose! Tęskniłem.
- Heej - przeciągam.
- Co u ciebie? Jak sprawy z blond księciem?
- Blond księciem? - pytam i śmieję się. Wyobrażam sobie minę Matta, gdyby to usłyszał.
- Oj, no wiesz o kogo chodzi!
- Spoko, dogadujemy się. Dzisiaj jest ta impreza u jego kumpla.
- Ale moja pozycja najlepszego przyjaciela nie jest chyba zagrożona, co?

- No nie wiem... to zależy od tego, kiedy ten idealny przyjaciel planuje mnie odwiedzić.
- O nie! Więc, jednak jest zagrożona? To chyba muszę się postarać, żeby jej nie stracić - mówi załamanym głosem, a mnie bolą policzki od uśmiechu - Myślisz, że nikt mnie nie wyrzuci, jak pójdę z tobą na tą dzisiejszą imprezę? - pyta.
- Serio? Tak, tak, tak! - piszczę, ze szczęścia.
- Dobra, za godzinę mam pociąg, napiszę jak będę jechał, to poczekasz na mnie na stacji. Lecę się pakować. Pa!
Wpatruję się w nadjeżdżający pojazd, oczekując, aż wyjdzie z niego mój przyjaciel. Zauważam, go w tłumie i biegnę w jego stronę, rzucając mu się na szyję. Torba wypada mu z rąk, a on przyciąga mnie do siebie. Wtulam się w jego szyję i słucham jak szepcze mi do ucha, jak bardzo się za mną stęsknił.
- O mój boże, jak ty urosłaś! - mówi, na co wybucham śmiechem.
- Widzieliśmy się miesiąc temu i wątpię, żebym urosła od tego czasu.
- Cicho! Mówię, że urosłaś to urosłaś, nie kłóć się ze starszym!
- Patrick, jesteś starszy o cztery miesiące.
- No właśnie! - szczerzy się i podnosi torbę.
Wracamy do domu autobusem. Zostawiłam blondynowi karteczkę na stole w której napisałam, że niedługo będę z powrotem. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Nawet, nie wiedziałam, że brakowało mi go tak bardzo. Wchodzimy do domu i zdejmujemy buty.
- Hej Rose, gdzie byłaś? - słyszę krzyk z kuchni i ciągnę bruneta za rękę w tamtą stronę.
- Na stacji - odpowiadam, gdy wchodzimy do pomieszczenia. Chłopak stoi do nas tyłem, więc jeszcze nie widzi, że nie jestem sama.
- Co ty robiłaś na stac... - urywa, gdy odwraca się w naszą stronę - Kto to?
- Patrick, mój przyjaciel, mówiłam ci o nim. A to jest Matt, poznajcie się.
- Cześć - chłopak ściska mi rękę, pod wpływem intensywnego wzroku blondyna.
- Taa... cześć - odpowiada cicho i jego wzrok zatrzymuje się na naszych złączonych dłoniach.
- Idzie z nami dzisiaj na imprezę - mówię niepewnie, zdziwiona jego zachowaniem.
- Super, coś jeszcze? - marszczę brwi, na jego oschły ton - Nie? To idę do siebie, macie być gotowi o dwudziestej pierwszej. Nie będę czekał.
- Milusi. Jesteś pewna, że to jest ten sam Matt, o którym mi opowiadałaś? - pyta, gdy zostajemy w pomieszczeniu sami.
- Nie wiem, co mu się stało. Może ma zły humor. Zwykle tak się nie zachowuje.
- Ciekawe co mu go popsuło, nie? - mówi takim tonem, jakby znał już odpowiedź.
- No co? - wpatruję się w niego.
- Naprawdę, tego nie widzisz?
- Czego? Wykrztuś to wreszcie!
- On, skarbie, jest po prostu o ciebie, cholernie zazdrosny - szczerzy się brunet.
- Złe wnioski. Jego brat twierdzi, że on taki jest. Nie panuje czasami nad tym co mówi i jak się zachowuje. To na pewno nie jestem tym, czym myślisz, że jest.

- Powiedzmy, że ci wierzę - przechyla głowę w lewą stronę - A teraz chodź, idziemy się przygotować bo blond królowa lodu, na serio nas zostawi.




Notka od autorki:

Taki trochę krótki, ale trudno. Mam nadzieję, że się spodoba, bo poznajemy w końcu Patricka! Rozdział siódmy, wstawiam akurat w moje 17 urodzinki :D Jaka ja już jestem stara... A tak serio, to dzięki za wyświetlenia i komentarze, chociaż jest ich niedużo, to i tak cieszy mnie to, że ktokolwiek odwiedza ten blog i czyta moje opowiadanie. Do następnego!



środa, 3 lutego 2016

Rozdział 6


Budzę się w środku nocy. Jestem na tyle zaspana, że nie zwracam na nic uwagi. W powrocie do snu, przeszkadza mi cichy jęk. Szybko otwieram oczy i próbuję przyzwyczaić wzrok, aby cokolwiek zobaczyć. W pokoju jest ciemno i nic nie widzę, ale światło wpadające przez okno, umożliwia mi rozpoznania pokoju Matta. Znów słyszę dziwny odgłos i przewracam się na drugi bok. Lucasa i Andy'ego nie ma, więc pewnie pojechali już do domu. Zdejmuję z siebie obejmujące mnie ramię i szukam włącznika, aby zapalić lampkę nocną, znajdującą się obok łóżka. Gdy robi się jasno, mrużę oczy i odwracam się w stronę, z której dochodziły odgłosy. Jak się spodziewałam, zauważam blondyna, który wtulony jest w poduszkę. Na jego twarzy widnieje grymas, a krople potu spływają po czole. Domyślam się, że śni mu się jakiś koszmar, więc będąc dobrą osobą postanawiam go obudzić. Potrząsam lekko jego lewym ramieniem, na co z jego ust wydostaje się pomruk.
- Matt, dalej obudź się - mówię i powtarzam to jeszcze raz tylko głośniej, na co w końcu reaguje.
Otwiera oczy i rozgląda się zdezorientowany po pokoju, aż zatrzymuje swoje oczy na mojej twarzy i strach w jego oczach, zastępuje ulga.
- Obudziłem cię? - pyta, na co kiwam głową - Przepraszam, coś mi się śniło - tłumaczy, przeciągając się.
- Okej, nic nie szkodzi - mówię, a mój wzrok zjeżdża na jego klatkę piersiową. Dopiero teraz zauważam, ze jest ona naga. Musiał zrzucić z siebie w nocy kołdrę. Ma lekko wyrzeźbione mięśnie brzucha i ciągnącą się od pępka linię ciemnych włosków, chowającą się za bokserkami. Uświadamiam sobie, że się w niego wpatruję i szybko podnoszę wzrok na jego twarz, rumieniąc się. Mam złudną nadzieję, że nie widać tego w słabym świetle, panującym w pokoju. Spodziewam się zobaczyć dobrze mi znany, drwiący uśmieszek ale jego twarz jest skupiona, a usta zaciśnięte. Mam zamiar opuścić pokój, ponieważ czuję się niezręcznie. Gdy jestem jedną nogą na podłodze, czuję uścisk na swoim nadgarstku.
- Gdzie idziesz? - słyszę, jak mówi dziwnym tonem.
- Do siebie - odpowiadam równie cicho. Po czym zastanawiam się dlaczego szepczemy, skoro jesteśmy sami w pokoju.
- Nie możesz - mówi, na co marszczę czoło, oczekując wyjaśnienia - Zasnęłaś tutaj, dlatego posłałem chłopaków do twojego pokoju, żeby się tam przespali. Obiecali, że nie będą niczego dotykać, a pili piwo i nie bardzo chciało im się dzwonić w środku nocy po taksówkę. Jesteś zła? - kręcę głową na nie, bo rzeczywiście tak jest. Dobrze, że nie wpadli na pomysł wracania po pijaku samochodem. Podnoszę swój telefon ze stolika. Ekran wskazuje na czwartą w nocy. Wstaję, zauważając pytające spojrzenie Matta.
- Pożyczysz jakąś koszulkę? Gorąco tu, a te spodnie są niewygodne. Poszłabym po swoje piżamy ale nie chcę ich obudzić - wyjaśniam, krępując się, pod jego bacznym spojrzeniem.
- Wybierz sobie coś z szafy - zgadza się. Wyciągam czarną koszulkę z logiem batmana, w której już parę razy widziałam chłopaka. Odwracam się i patrzę na niego wyczekująco, a on odpowiada pytającym wzrokiem.
- Odwrócisz się? - zrozumienie pojawia się na jego twarzy, tak jak i pewny siebie uśmiech. Przewracam oczami i czekam na jakiś komentarz, gdy niespodziewanie brązowooki, kładzie się na brzuchu, głowę chowając w poduszce. Zrzucam szybko swoją koszulkę i zakładam wcześniej wybraną, a następnie ściągam spodnie. Materiał sięga mi do połowy ud, więc odkrywa większość nóg. Matt nie pytając czy może, wraca do poprzedniej pozycji i wpatruje się we mnie, gdy odkładam swoje rzeczy na fotel.
- Na co się tak gapisz, co? - pytam siadając obok niego na łóżku.
- Na ciebie - wytyka język w moją stronę i przypomina mi w tym momencie dziecko.
- Jesteś pewny, że jesteś ode mnie starszy? Bo ja mam lekkie wątpliwości, co do tego - uśmiecham się do niego słodko.
- Tak jestem tego pewny... mała - uśmiecha się tak szeroko, że dołeczki w jego policzkach, chyba nie mogą być już bardziej widoczne. Rozczochrane kosmyki sterczą mu w każdą możliwą stronę, a oczy świecą, jakby dostał wymarzoną zabawkę. Śmieję się na to porównanie w mojej głowie, dźgając go w prawy policzek. Otwiera szeroko usta, nie spodziewając się, że zrobię coś takiego. Wybucham głośnym śmiechem, zapominając że jest środek nocy.
- Mała to jest twoja... - nie dokańczam, bo dostaję poduszką w twarz - Teraz zdecydowanie mogę stwierdzić, że tylko udajesz dorosłego - czekam na jego odpowiedź, ale ten tylko się szczerzy. Kładę się na boku, odwrócona do niego plecami.
- Ej, co ty robisz?
- Idę spać? To właśnie robi się w łóżku, w nocy.
- Nie tylko to - mówi zadziornym głosem, ale zamykam oczy nie odpowiadając na jego zaczepkę. Wzdycha teatralnie i gasi światło, a następnie czuje jak rozkłada się na swojej połowie łóżka - Psujesz całą zabawę, skarbie. Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiadam powstrzymując, szaleńcze bicie serca na określenie jakim mnie nazwał.
Rankiem budzę się i pierwsze, co rzuca mi się w oczy to blondyn. Rzuca mi szybkie spojrzenie, po czym wraca do stukania na telefonie. Spogląda na mnie i lekko się uśmiecha, co odwzajemniam.
- Dzień dobry, jak się spało?
- Oprócz momentu, gdy obudziłam się przez wbijający mi się w żebra łokieć? Świetnie.
- Ironiczna jak zawsze. To ty się rozpychałaś, nie ja - prycha po nosem.
- Czyżby?
- Tak, dokładnie tak, Rose - mówi powoli. Musiał się obudzić niedługo przede mną, ponieważ jego głos jest bardziej ochrypły niż normalnie.
Nie odpowiadam poprawiając się tak, że teraz opieram się plecami o zagłówek. Poprawiam okrycie, gdy nagle coś zauważam i momentalnie pieką mnie policzki.
- Matt... chyba masz mały problem - mówię powoli, patrząc na jego profil.
- Taa, nie jest taki mały - odpowiada, zerkając na mnie na chwile, próbując powstrzymać śmiech.
- I nie masz zamiaru, czegoś z tym zrobić?
- Co masz na myśli? - śmiej się ze mnie. Kretyn.
- No, przecież wiesz... nie śmiej się! - chyba nie mogę być już bardziej czerwona.
- Dlaczego się wstydzisz? To normalne.
- Co? - otwieram buzię, wgapiając się w jego twarz, usilnie próbując nie patrzeć w dół.
- Poranna erekcja? - mówi i patrzy, czekając na moją reakcję. Otwieram usta, a następnie znów je zamykam. Nie wiem, co odpowiedzieć, ponieważ zaskakuje mnie jego bezpośredniość.
Blondyn wstaje z łóżka. Jestem pewna, że robi to celowo, ponieważ wypukłość w jego bokserkach, znajduję się teraz na wysokości moich oczu.
- To ja idę, zrobić to coś co mi kazałaś - wykonuje sugestywny ruch ręką i śmieje się, gdy spuszczam wzrok na moje ręce - Będę myślał o tobie.
Wychodzi z pokoju, zostawiając mnie zszokowaną, jego słowami. Chwilę jeszcze wpatruję się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał, a gdy słyszę trzask drzwi do łazienki zamykam oczy. Zastanawiam się, jak to się stało, że budzę się w łóżku z chłopakiem, którego znam niecały tydzień i rozmawiam z nim o tych sprawach.







Notka od autorki:
Jak wam się podoba nowy rozdział? Nie jestem z niego do końca zadowolona, ponieważ wyobrażałam go sobie trochę inaczej. Bardzo proszę, abyście po przeczytaniu zostawili po sobie ślad w postaci komentarza. To bardzo motywuje, a będąc zajęta szkołą, muszę mieć jej bardzo duży, by oprócz nauki zając się pisaniem. A teraz idę odrabiać lekcje i do następnego. Miłego czytania! :D