środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 2


Zakrywam głowę kołdrą, mając nadzieję, że irytujący dźwięk budzika zniknie. Niestety tak się nie dzieje, więc wyłączyłam go i przeciągając się, wstaję z łóżka. Przypomina mi się, że ustawiłam go, żeby nie zaspać na zaplanowane z Mattem zwiedzanie miasta. Wstaję i wychodzę z pokoju mając nadzieję na jakiekolwiek śniadanie i nie zawodzę się, ponieważ mama zanim poszła do pracy przygotowała je i rozłożyła na stole. Myślę, że ma to związek z naszym nowym lokatorem, któremu chciała zaimponować. Biorę do ręki kromkę chleba i smaruję ją masłem, gdy słyszę kroki i do kuchni wchodzi Daisy, a za nią Matt. Oboje są już ubrani i zdaję sobie sprawę, że stoję w krótkich spodenkach i bluzce na ramiączkach, odsłaniającą brzuch, przed obcym mężczyzną. Czuję jak na moje policzki wkrada się rumieniec, gdy jego oczy zatrzymują się na moim odkrytym ciele. Mam nadzieję, że nie jestem, aż tak bardzo czerwona.
- Dzień dobry - posyła mi promienny uśmiech, który z zażenowaniem odwzajemniam i po odpowiedzeniu mu tym samym, pytam Daisy z czym zrobić jej kanapkę. Zabieram się za szykowanie herbaty i muszę stanąć na palcach by dosięgnąć do kubka, który znajduje się na najwyższej półce.
- O której przyjedzie po mnie mama Lili?
- Za jakieś pół godziny, więc musisz się pospieszyć skarbie - odwracam się by spojrzeć na małą i nie spodziewam się, że przeszywająca para brązowych oczu, będzie się we mnie intensywnie wpatrywać. Odkładam kubek i już mam zapytać Matta, czy mu coś podać, gdy nagle wstaje i zmierza do wyjścia z pomieszczenia.
- A śniadanie? Nic nie zjadłeś.
- Nie jestem głodny - słyszę jego chrypkę, która jest bardziej wyraźna niż wcześniej. To była jedyna odpowiedź jaką usłyszałam. Stwierdzam, że nie będę się przejmować jego dziwnym zachowaniem, może po prostu ma zły humor. Sprzątam po posiłku i po wysłaniu małej z mamą jej koleżanki u której ma dziś nocować, ubieram się w dżinsowe szorty z wysokim stanem oraz dopasowany top w biało-niebieskie paski. Zabieram telefon oraz okulary przeciwsłoneczne i ruszam na dół do Matta, który już gotowy stoi przy wyjściu. Ubrany jest w czarne rurki z dziurami na kolanach i białą koszulkę. Oznaki złego humoru z rana minęły i uśmiecha się teraz, tym swoim szerokim uśmiechem uwidaczniającym dołeczki, przepuszczając mnie w drzwiach i zamykając dom na klucz.
W samochodzie panuje miła atmosfera. Nie rozmawiamy dużo odkąd ruszyliśmy. Z radia wydobywają się dźwięki popularnego teraz utworu, a przez uchylone okno wpada wiatr, który daje przyjemne ochłodzenie.
- Pamiętasz jak mówiłem, że wstąpimy do mojego przyjaciela? Nie masz nic przeciwko? - zerka w moją stronę i z powrotem skupia się na drodze.
- Nie jasne, że nie. Przebywanie w domu przez ostatni miesiąc tak mnie znudziło, że mogłabym przez cały dzisiejszy dzień jeździć po domach twoich przyjaciół, byleby zobaczyć cokolwiek innego oprócz czterech ścian - zaśmiał się na moją odpowiedź, a następnie odkaszlnął, chcąc pozbyć się chrypki, która temu towarzyszyła.
- Spoko, więc najpierw Andy, później szkoła. Co jeszcze chciałabyś zobaczyć?
- Zdecydowanie najbliższe centrum handlowe i podstawowe miejsca. Nie wiem... park, kino, jakąś kawiarnię? Tak w ogóle, chodziłeś do tego liceum?
- Mhm, nie jest takie złe. Nauczyciele cisną najbardziej trzecie klasy, a ty idziesz do drugiej tak? Wszystko będzie w porządku, serio, nie denerwuj się tak - pociesza mnie, zauważając grymas na mojej twarzy. Boję się, że sobie nie poradzę. Będę sama w nowej szkole, w której pewnie wszyscy się już znają, a do tego szkoła ta ma bardzo wysoki poziom. W moim poprzednim liceum miałam dobre wyniki i wiem, że przesadzam ale taka już jestem.
- To tutaj - rozmyślając nie zauważam, jak podjechaliśmy pod ładnie wyglądającą piętrówkę. Kolega Matta musi mieć bogatych rodziców, ponieważ dom prezentował się podobnie jak ten Josha. Niepewnie ruszam za blondynem w stronę wejścia, gdzie widoczny jest brunet, wesoło machający w naszą stronę. Przyjaciele dają sobie męski uścisk i po wymianie krótkich zdań, uwaga kieruje się w moją stronę. Zagryzam wargę, czując się niezręcznie. To taki mój nerwowy nawyk. Robię to nieświadomie zawsze wtedy, gdy się stresuję.
- Hej, jestem Andy, przyjaciel tego tu debila - mówi i niespodziewanie podchodzi i mnie przytula, nie wiedząc jak zareagować, powoli odwzajemniam uścisk.
- Rose. Miło cię poznać - przedstawiam się, odsuwając się do niego. Zauważam, że przyjaciele wymieniają między sobą dziwne spojrzenie, po czym Andy odwraca się do mnie i gestem zaprasza do środka.

***

- I rozumiesz stary! Laska myślała, że jak zatańczyłem z nią raz, to będziemy już razem do końca życia - opowiada Andy dusząc się ze śmiechu - Żałuj, że nie widziałeś jej miny jak zrozumiała, że zrobiła z siebie kompletną idiotkę.
Siedzimy w pokoju chłopaka już dobrą godzinę i słuchamy jego opowiadań, przez które swoją drogą rozbolał mnie już brzuch. Matt, raz nie był przygotowany na kolejny tekst i polał się colą, którą akurat pił, a później złościł się, gdy nie mogliśmy przestać się śmiać. Moje obawy co do tego, że nie dogadam się z nimi, minęły. Mimo różnicy wieku, która nas dzieli, a były to cztery lata, to rozmawiało nam się świetnie. Andy jest podobny do mojego przyjaciela z poprzedniej szkoły, zawsze rozśmiesza towarzystwo i ciągle znajduje się w centrum uwagi, ale nie jest to irytujące jak u niektórych. Siedzimy jeszcze trochę i w końcu uznajemy, że chyba czas się zbierać. Na pożegnanie dostaję kolejny uścisk od brązowowłosego oraz zaproszenie na imprezę, która ma się odbyć już za cztery dni. Mówi, że to z okazji zakończenia wakacji i będzie tylko kilka osób, co spotyka się z powątpiewającym spojrzeniem Matta i kolejną historią jak to kiedyś zakończyło się jedno z jego "małych spotkań w gronie przyjaciół". Nie obyło się bez interwencji straży pożarnej po tym, jak ktoś postanowił zrobić ognisko.
Zapinam pasy i spogląda na blondyna, który kieruje. Przypomina mi się, że przy wczorajszej kolacji wspominał, że studiuje malarstwo.
- Mogłabym zobaczyć kiedyś twoje obrazy? - wypalam bez zastanowienia, za co zostaję obdarzona zdziwionym spojrzeniem, więc zaczynam się tłumaczyć - Po prostu przypomniałam sobie jak mówiłeś o tym Hannah i pomyślałam, że chciałabym je zobaczyć.
- Jasne, tylko jest z tym problem. Wszystko musiałem gdzieś przetrzymać na czas remontu i przyjaciel pozwolił mi to przechować na zapleczu studia, w którym pracuje. Musiałbym tylko zdobyć od niego klucze - jego ton jest nerwowy ale chyba lepiej będzie jak udam, że tego nie słyszałam.
- Studio czego?
- Tatuażu. Pracuje tam od jakiegoś roku. Menadżer, Sam, jest na tym samym roku co ja.
- Wow. Teraz jeszcze bardziej chcę zobaczyć twoje rysunki - posyła mi uśmiech, a ja jestem pod wrażeniem. Musi mieć spory talentu skoro ludzie powierzają mu swoje ciało, jako płótno.

***

Dzień spędziłam bardzo miło. Reszta podróży z Mattem minęła nam na rozmowie o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam się co stało się z matką Daisy, o której sam Josh nie chciał rozmawiać. Podobno bardzo się kochali i nie mogli doczekać narodzin dziecka. Przy porodzie zaszły jakieś komplikacje i niestety zmarła, pozostawiając zrozpaczonego męża. Cieszyłam się, że poznałam kogoś takiego jak Matt, bo jeśli nie znajdę sobie przyjaciół, tak wiem, ogromna ze mnie optymistka, to zawsze będę mogła z nim porozmawiać i nie będę sama. Bo jak bardzo kocham moją matkę, tak nie o wszystkim można powiedzieć rodzicom. Byliśmy na dobrej drodze do przyjaźni i miałam nadzieję, że tak pozostanie.
Wieczorem przy kolacji rozmawiam z mamą na temat tego jakie kwiaty powinna wybrać na wesele. Josh z Mattem spoglądają na nas, nie odzywając się żeby nie zostać wplątanym w naszą dyskusję. Po tym jak Josh zostaje spiorunowany za zadanie pytanie, jakie znaczenie mają kwiaty, zmieniamy temat. Matt rzuca mi spojrzenie i wiem, że chce poruszyć temat imprezy. W samochodzie ustaliliśmy, że to on namówi moją mamę, żeby mnie puściła.
- W sobotę Andy organizuje spotkanie z okazji końca wakacji. Zaprosił mnie i Rose - widzę jak mama spogląda na mnie z zaciśniętymi ustami - Będą tam tylko najbliżsi przyjaciele, naprawdę.
- No nie wiem... Rose, przecież nie znasz tych ludzi - tłumaczy. W sumie to nie pomyślałam o tym wcześniej.
- Zna mnie i Andy'ego. Poza tym cały czas będzie ze mną, więc jak będziemy się nudzić to po prostu wrócimy - czuję, że mama ulegnie. Matt chyba ma dar przekonywania. Gdy mówi do kogoś tym głębokim głosem to trudno mu się sprzeciwić.
- Mamo proszę! - robię proszącą minę
- Dobra - godzi się, a ja posyłam uśmiech chłopakowi - Ale o pierwszej widzę cię w domu - zwraca się do mnie.
- Dzięki, dzięki, dzięki! - przytulam ją, a bracia wybuchają śmiechem. I jeśli po moich plecach przechodzą dreszcze na dźwięk tego bardziej ochrypłego to ignoruję je, kończąc jeść kolację.







Notka:
Czeeść! Cieszę się, że pojawiło się kilka pozytywnych komentarzy. Są one bardzo motywujące, więc bardzo za nie dziękuję. Kolejny rozdział za tydzień, więc do zobaczenia :D

1 komentarz:

  1. Bardzo ładny rozdział, no niestety jak matki umierają przy porodzie jest najgorsze. Coś mi się zdaje, że nie posłucha mamy i posiedzi dłużej niż do 1 w nocy ;)
    Powodzenia i informuj mnie o następnych xx
    ( link w spamie )

    OdpowiedzUsuń