Zakrywam głowę kołdrą, mając nadzieję, że irytujący dźwięk
budzika zniknie. Niestety tak się nie dzieje, więc wyłączyłam go i przeciągając
się, wstaję z łóżka. Przypomina mi się, że ustawiłam go, żeby nie zaspać na
zaplanowane z Mattem zwiedzanie miasta. Wstaję i wychodzę z pokoju mając
nadzieję na jakiekolwiek śniadanie i nie zawodzę się, ponieważ mama zanim
poszła do pracy przygotowała je i rozłożyła na stole. Myślę, że ma to związek z
naszym nowym lokatorem, któremu chciała zaimponować. Biorę do ręki kromkę
chleba i smaruję ją masłem, gdy słyszę kroki i do kuchni wchodzi Daisy, a za
nią Matt. Oboje są już ubrani i zdaję sobie sprawę, że stoję w krótkich
spodenkach i bluzce na ramiączkach, odsłaniającą brzuch, przed obcym mężczyzną.
Czuję jak na moje policzki wkrada się rumieniec, gdy jego oczy zatrzymują się
na moim odkrytym ciele. Mam nadzieję, że nie jestem, aż tak bardzo czerwona.
- Dzień dobry - posyła mi promienny uśmiech, który z
zażenowaniem odwzajemniam i po odpowiedzeniu mu tym samym, pytam Daisy z czym
zrobić jej kanapkę. Zabieram się za szykowanie herbaty i muszę stanąć na
palcach by dosięgnąć do kubka, który znajduje się na najwyższej półce.
- O której przyjedzie po mnie mama Lili?
- Za jakieś pół godziny, więc musisz się pospieszyć skarbie
- odwracam się by spojrzeć na małą i nie spodziewam się, że przeszywająca para
brązowych oczu, będzie się we mnie intensywnie wpatrywać. Odkładam kubek i już
mam zapytać Matta, czy mu coś podać, gdy nagle wstaje i zmierza do wyjścia z pomieszczenia.
- A śniadanie? Nic nie zjadłeś.
- Nie jestem głodny - słyszę jego chrypkę, która jest
bardziej wyraźna niż wcześniej. To była jedyna odpowiedź jaką usłyszałam.
Stwierdzam, że nie będę się przejmować jego dziwnym zachowaniem, może po prostu
ma zły humor. Sprzątam po posiłku i po wysłaniu małej z mamą jej koleżanki u
której ma dziś nocować, ubieram się w dżinsowe szorty z wysokim stanem oraz
dopasowany top w biało-niebieskie paski. Zabieram telefon oraz okulary
przeciwsłoneczne i ruszam na dół do Matta, który już gotowy stoi przy wyjściu.
Ubrany jest w czarne rurki z dziurami na kolanach i białą koszulkę. Oznaki
złego humoru z rana minęły i uśmiecha się teraz, tym swoim szerokim uśmiechem
uwidaczniającym dołeczki, przepuszczając mnie w drzwiach i zamykając dom na
klucz.
W samochodzie panuje miła atmosfera. Nie
rozmawiamy dużo odkąd ruszyliśmy. Z radia wydobywają się dźwięki popularnego
teraz utworu, a przez uchylone okno wpada wiatr, który daje przyjemne
ochłodzenie.
- Pamiętasz jak mówiłem, że wstąpimy do
mojego przyjaciela? Nie masz nic przeciwko? - zerka w moją stronę i z powrotem
skupia się na drodze.
- Nie jasne, że nie. Przebywanie w domu
przez ostatni miesiąc tak mnie znudziło, że mogłabym przez cały dzisiejszy
dzień jeździć po domach twoich przyjaciół, byleby zobaczyć cokolwiek innego
oprócz czterech ścian - zaśmiał się na moją odpowiedź, a następnie odkaszlnął,
chcąc pozbyć się chrypki, która temu towarzyszyła.
- Spoko, więc najpierw Andy, później
szkoła. Co jeszcze chciałabyś zobaczyć?
- Zdecydowanie najbliższe centrum
handlowe i podstawowe miejsca. Nie wiem... park, kino, jakąś kawiarnię? Tak w
ogóle, chodziłeś do tego liceum?
- Mhm, nie jest takie złe. Nauczyciele
cisną najbardziej trzecie klasy, a ty idziesz do drugiej tak? Wszystko będzie w
porządku, serio, nie denerwuj się tak - pociesza mnie, zauważając grymas na
mojej twarzy. Boję się, że sobie nie poradzę. Będę sama w nowej szkole, w
której pewnie wszyscy się już znają, a do tego szkoła ta ma bardzo wysoki
poziom. W moim poprzednim liceum miałam dobre wyniki i wiem, że przesadzam ale
taka już jestem.
- To tutaj - rozmyślając nie zauważam,
jak podjechaliśmy pod ładnie wyglądającą piętrówkę. Kolega Matta musi mieć
bogatych rodziców, ponieważ dom prezentował się podobnie jak ten Josha.
Niepewnie ruszam za blondynem w stronę wejścia, gdzie widoczny jest brunet,
wesoło machający w naszą stronę. Przyjaciele dają sobie męski uścisk i po
wymianie krótkich zdań, uwaga kieruje się w moją stronę. Zagryzam wargę, czując
się niezręcznie. To taki mój nerwowy nawyk. Robię to nieświadomie zawsze wtedy,
gdy się stresuję.
- Hej, jestem Andy, przyjaciel tego tu
debila - mówi i niespodziewanie podchodzi i mnie przytula, nie wiedząc jak
zareagować, powoli odwzajemniam uścisk.
- Rose. Miło cię poznać - przedstawiam
się, odsuwając się do niego. Zauważam, że przyjaciele wymieniają między sobą
dziwne spojrzenie, po czym Andy odwraca się do mnie i gestem zaprasza do
środka.
***
- I rozumiesz stary! Laska myślała, że
jak zatańczyłem z nią raz, to będziemy już razem do końca życia - opowiada Andy
dusząc się ze śmiechu - Żałuj, że nie widziałeś jej miny jak zrozumiała, że
zrobiła z siebie kompletną idiotkę.
Siedzimy w pokoju chłopaka już dobrą
godzinę i słuchamy jego opowiadań, przez które swoją drogą rozbolał mnie już
brzuch. Matt, raz nie był przygotowany na kolejny tekst i polał się colą, którą
akurat pił, a później złościł się, gdy nie mogliśmy przestać się śmiać. Moje
obawy co do tego, że nie dogadam się z nimi, minęły. Mimo różnicy wieku, która
nas dzieli, a były to cztery lata, to rozmawiało nam się świetnie. Andy jest
podobny do mojego przyjaciela z poprzedniej szkoły, zawsze rozśmiesza
towarzystwo i ciągle znajduje się w centrum uwagi, ale nie jest to irytujące
jak u niektórych. Siedzimy jeszcze trochę i w końcu uznajemy, że chyba czas się
zbierać. Na pożegnanie dostaję kolejny uścisk od brązowowłosego oraz
zaproszenie na imprezę, która ma się odbyć już za cztery dni. Mówi, że to z
okazji zakończenia wakacji i będzie tylko kilka osób, co spotyka się z powątpiewającym
spojrzeniem Matta i kolejną historią jak to kiedyś zakończyło się jedno z jego
"małych spotkań w gronie przyjaciół". Nie obyło się bez interwencji
straży pożarnej po tym, jak ktoś postanowił zrobić ognisko.
Zapinam pasy i spogląda na blondyna, który
kieruje. Przypomina mi się, że przy wczorajszej kolacji wspominał, że studiuje
malarstwo.
- Mogłabym zobaczyć kiedyś twoje obrazy?
- wypalam bez zastanowienia, za co zostaję obdarzona zdziwionym spojrzeniem,
więc zaczynam się tłumaczyć - Po prostu przypomniałam sobie jak mówiłeś o tym
Hannah i pomyślałam, że chciałabym je zobaczyć.
- Jasne, tylko jest z tym problem.
Wszystko musiałem gdzieś przetrzymać na czas remontu i przyjaciel pozwolił mi
to przechować na zapleczu studia, w którym pracuje. Musiałbym tylko zdobyć od
niego klucze - jego ton jest nerwowy ale chyba lepiej będzie jak udam, że tego
nie słyszałam.
- Studio czego?
- Tatuażu. Pracuje tam od jakiegoś roku.
Menadżer, Sam, jest na tym samym roku co ja.
- Wow. Teraz jeszcze bardziej chcę
zobaczyć twoje rysunki - posyła mi uśmiech, a ja jestem pod wrażeniem. Musi
mieć spory talentu skoro ludzie powierzają mu swoje ciało, jako płótno.
***
Dzień spędziłam bardzo miło. Reszta
podróży z Mattem minęła nam na rozmowie o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam
się co stało się z matką Daisy, o której sam Josh nie chciał rozmawiać. Podobno
bardzo się kochali i nie mogli doczekać narodzin dziecka. Przy porodzie zaszły
jakieś komplikacje i niestety zmarła, pozostawiając zrozpaczonego męża.
Cieszyłam się, że poznałam kogoś takiego jak Matt, bo jeśli nie znajdę sobie
przyjaciół, tak wiem, ogromna ze mnie optymistka, to zawsze będę mogła z nim
porozmawiać i nie będę sama. Bo jak bardzo kocham moją matkę, tak nie o
wszystkim można powiedzieć rodzicom. Byliśmy na dobrej drodze do przyjaźni i
miałam nadzieję, że tak pozostanie.
Wieczorem przy kolacji rozmawiam z mamą
na temat tego jakie kwiaty powinna wybrać na wesele. Josh z Mattem spoglądają
na nas, nie odzywając się żeby nie zostać wplątanym w naszą dyskusję. Po tym
jak Josh zostaje spiorunowany za zadanie pytanie, jakie znaczenie mają kwiaty,
zmieniamy temat. Matt rzuca mi spojrzenie i wiem, że chce poruszyć temat
imprezy. W samochodzie ustaliliśmy, że to on namówi moją mamę, żeby mnie
puściła.
- W sobotę Andy organizuje spotkanie z
okazji końca wakacji. Zaprosił mnie i Rose - widzę jak mama spogląda na mnie z
zaciśniętymi ustami - Będą tam tylko najbliżsi przyjaciele, naprawdę.
- No nie wiem... Rose, przecież nie
znasz tych ludzi - tłumaczy. W sumie to nie pomyślałam o tym wcześniej.
- Zna mnie i Andy'ego. Poza tym cały
czas będzie ze mną, więc jak będziemy się nudzić to po prostu wrócimy - czuję,
że mama ulegnie. Matt chyba ma dar przekonywania. Gdy mówi do kogoś tym
głębokim głosem to trudno mu się sprzeciwić.
- Mamo proszę! - robię proszącą minę
- Dobra - godzi się, a ja posyłam
uśmiech chłopakowi - Ale o pierwszej widzę cię w domu - zwraca się do mnie.
- Dzięki, dzięki, dzięki! - przytulam
ją, a bracia wybuchają śmiechem. I jeśli po moich plecach przechodzą dreszcze
na dźwięk tego bardziej ochrypłego to ignoruję je, kończąc jeść kolację.
Notka:
Czeeść! Cieszę się, że pojawiło się kilka pozytywnych komentarzy. Są one bardzo motywujące, więc bardzo za nie dziękuję. Kolejny rozdział za tydzień, więc do zobaczenia :D
Bardzo ładny rozdział, no niestety jak matki umierają przy porodzie jest najgorsze. Coś mi się zdaje, że nie posłucha mamy i posiedzi dłużej niż do 1 w nocy ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia i informuj mnie o następnych xx
( link w spamie )