- Zapraszam do mojego królestwa - przepuszczam Rose w drzwiach. Dziewczyna z zaciekawieniem rozgląda się wokół siebie, po czym spogląda na mnie z głupią miną.
- Myślałam, że jedziemy do twojego mieszkania, a nie królestwa - prycha po nosem. Podążam za jej osobą, gdy wchodzi do kolejnego pomieszczenia. Korzystając z okazji, że dziewczyna zajęta jest rozglądaniem się, przyglądam się jej sylwetce. No dobra, głównie tyłkowi. Ale to nie moja wina, że założyła taką krótką spódniczkę. Odwracam wzrok, gdy słyszę jej ciche prychnięcie. I tak wiem, że jej się to podoba. Gdy znajdujemy się w kuchni, wyciągam z lodówki sok i nalewam do dwóch szklanek. Wczoraj zrobiłem zakupy, aby móc wyprowadzić się od Josha jak najszybciej. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Rose nie ma chłopaka.
- Więc... dziś już śpisz u siebie, tak? - pyta, popijając swój napój. Obserwuję jak jej usta przesuwają się po krawędzi szkła. Chcę ją pocałować.
- Mhm. W sumie, to mam propozycję - wypalam bez zastanowienia, chociaż jestem pewny, że i tak bym ją o to zapytał - Wprowadź się do mnie - szok pojawia się na twarzy brunetki.
- Co? Ale... Hannah mi nie pozwoli. Po drugie, będę przeszkadzać - mówi szybko. Przewracam oczami, bo wiedziałem, że to powie.
- Nie będziesz przeszkadzać, a Hannah się nie przejmuj - zakłopotanie maluje się na jej twarzy. Przestępuje z nogi na nogę, uroczo się rumieniąc.
- Dlaczego? - ciche pytanie opuszcza jej usta. Nie umiem na nie odpowiedzieć. Nie rozumiem większości rzeczy, które czuję przy tej dziewczynie. Wiem tylko, że chcę żeby była przy mnie.
Wzruszam jedynie ramionami i odwracam się tyłem, aby nie widziała wyrazu mojej twarzy.
- To co? Mam porozmawiać z twoją mamą? - rzucam, gdy milczenie zaczyna mi przeszkadzać. Proszę, niech powie tak. Nie zniosę jej odrzucenia.
- Okej - wypowiada cichą zgodę. Uśmiech formuje się na mojej twarzy i mimo prób powstrzymania go, nie udaje mi się, Właśnie o tym mówiłem wcześniej. Dziewczyna sprawia, że pierwszy raz jestem tak naprawdę szczęśliwy.
- A teraz chodź - wyciągam do niej rękę, do której po chwili wahania dołącza swoją. Prowadzę ją przez korytarz.
- Gdzie idziemy?
- Miałem ci coś pokazać - otwieram pomieszczenie, do którego nigdy wcześniej nikogo nie wpuszczałem - Chyba nie myślałaś, że chodziło tylko o moje mieszkanie?
Rose już nic więcej nie mówi, więc gdy słyszę znajomy dźwięk otwieranego zamka, popycham drzwi do pokoju. Z uwagą obserwuję każdą, najdrobniejszą reakcję dziewczyny.
W duchu cieszę się jak małe dziecko, gdy szok pomieszany z podziwem, pojawia się na jej twarzy. Obawy, które chciały powstrzymać mnie przed ujawnieniem tego przed kimś, znikły. Brunetka, rzuca mi spojrzenie, po czym szybko wraca do oglądania obrazów.
- Są piękne - szepcze, jakby bała się odezwać głośniej. Nienawidzę dostawać pochwał, ale z jej ust mógłbym słuchać ich ciągle. Nie tylko ich, ale także wielu innych rzeczy. Byleby tylko do mnie mówiła. Kocham jej delikatny głos.
Z zamyślenia, wyrywają mnie kroki dziewczyny, która zmierza do kolejnej sztalugi. Moje serce przyspiesza tępo, gdy orientuję się co znajduje się na płótnie. Przymykam oczy, oczekując jej reakcji, którą okazuje się głośne nabranie powietrza.
- Kiedy to namalowałeś? - zadaje pytanie, studiując każdy szczegół obrazu.
Przypominam sobie całą sytuację.
- Gdy na ciebie nakrzyczałem, wtedy jak pytałaś co mi jest. Umm... potem nie chciałaś mnie wpuścić do pokoju. Słyszałem jak płaczesz i nie pozwoliłaś mi się przeprosić. Byłem na siebie tak bardzo zły, a malowanie jest czymś co pozwala mi pozbyć się uczuć, przelać je na papier - gdy kończę swój wywód, unoszę wzrok, który utkwiony miałem w podłodze. Niebieskie oczy spotykają moje i jestem pewny, że mógłbym w nich utonąć. Są one podejrzanie zeszklone. Powiedziałem coś nie tak? Przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze muszę wszystko zepsuć.
Rose POV:
W mojej głowie, panuje istny mętlik. Dlaczego chłopak chce, żebym z nim zamieszkała? Dlaczego pokazuje mi to wszystko, dlaczego mnie namalował? Chcę zadać mu te wszystkie pytania, ale boję się, że gdy tylko to zrobię to wszystko zniknie. Zniknie jego miła strona, a pojawi się ta wredna, złośliwa. Cóż, kocham je obie. Uświadomiłam to sobie, gdy zobaczyłam te wszystkie obrazy. Mimo, iż nie jestem osobą, która zna się na sztucę mogę stwierdzić, że są one wspaniałe. Tak jak ich autor, który wpatruje się teraz we mnie przenikliwie. Najbardziej jednak poruszył mnie obraz, przedstawiający mnie. Był niemal identyczny i tu pojawia się kolejne pytanie. Jak Matt mógł narysować mnie z taką dokładnością, nie mając żadnego wzoru. Niemożliwe, żeby malując mnie z pamięci, mógł zawrzeć każdy najmniejszy szczegół.
W kącie pokoju zauważam jeszcze jedno płótno, ale jest ono obrócone tyłem, więc nie wiem co się na nim znajduje. Jakaś część mnie podpowiada mi abym to sprawdziła, więc zrywając nasz kontakt wzrokowy i podążam w jego stronę. Rzucam mu niepewne spojrzenie. Waham się gdy dostrzegam w jego oczach konsternację. Nie słysząc jednak sprzeciwu, sięgam po obiekt moich myśli i obracam w swoją stronę.
Dzieło przedstawia małego chłopczyka, może mieć około siedmiu lat. Siedzi skulony pośrodku dużego łóżka, zasłaniając uszy swoimi małymi rączkami. Jego oczy są zaciśnięte. Sprawia wrażenie przestraszonego dziecka, które chce odciąć się od świata, który go otacza. Z niewiadomych dla mnie powodów, obraz wywołuje we mnie smutek, który powoli ogarnia całe moje ciało. Obracam się w stronę Matta, który teraz stoi kawałek za mną. Jego wzrok utkwiony jest, ponad moim ramieniem. Wtedy to do mnie dociera. Chłopiec z obrazu, to Matt. Gdy nasze oczy spotykają się po raz kolejny tego dnia, dostrzegam ból w jego tęczówkach. Mam ochotę zabrać od niego całe cierpienie. Wszystko co sprawiło, że to małe dziecko czuło się smutne bądź niechciane,powinno za to zapłacić. Bo chłopak, który na początku wydawał się rozpieszczonym przez życie bachorem, teraz ukazuje mi swoją drugą twarz. Twarz osoby skrzywdzonej przez życie.
Notka od autora:
Dziś jest w terminie :P
Nie wierzę, ale do końca tego opowiadania zostało już tylko 6 rozdziałów!
Do końca szkoły już tylko 16 dni! Kto się cieszy tak jak ja? :D
- Nie będziesz przeszkadzać, a Hannah się nie przejmuj - zakłopotanie maluje się na jej twarzy. Przestępuje z nogi na nogę, uroczo się rumieniąc.
- Dlaczego? - ciche pytanie opuszcza jej usta. Nie umiem na nie odpowiedzieć. Nie rozumiem większości rzeczy, które czuję przy tej dziewczynie. Wiem tylko, że chcę żeby była przy mnie.
Wzruszam jedynie ramionami i odwracam się tyłem, aby nie widziała wyrazu mojej twarzy.
- To co? Mam porozmawiać z twoją mamą? - rzucam, gdy milczenie zaczyna mi przeszkadzać. Proszę, niech powie tak. Nie zniosę jej odrzucenia.
- Okej - wypowiada cichą zgodę. Uśmiech formuje się na mojej twarzy i mimo prób powstrzymania go, nie udaje mi się, Właśnie o tym mówiłem wcześniej. Dziewczyna sprawia, że pierwszy raz jestem tak naprawdę szczęśliwy.
- A teraz chodź - wyciągam do niej rękę, do której po chwili wahania dołącza swoją. Prowadzę ją przez korytarz.
- Gdzie idziemy?
- Miałem ci coś pokazać - otwieram pomieszczenie, do którego nigdy wcześniej nikogo nie wpuszczałem - Chyba nie myślałaś, że chodziło tylko o moje mieszkanie?
Rose już nic więcej nie mówi, więc gdy słyszę znajomy dźwięk otwieranego zamka, popycham drzwi do pokoju. Z uwagą obserwuję każdą, najdrobniejszą reakcję dziewczyny.
W duchu cieszę się jak małe dziecko, gdy szok pomieszany z podziwem, pojawia się na jej twarzy. Obawy, które chciały powstrzymać mnie przed ujawnieniem tego przed kimś, znikły. Brunetka, rzuca mi spojrzenie, po czym szybko wraca do oglądania obrazów.
- Są piękne - szepcze, jakby bała się odezwać głośniej. Nienawidzę dostawać pochwał, ale z jej ust mógłbym słuchać ich ciągle. Nie tylko ich, ale także wielu innych rzeczy. Byleby tylko do mnie mówiła. Kocham jej delikatny głos.
Z zamyślenia, wyrywają mnie kroki dziewczyny, która zmierza do kolejnej sztalugi. Moje serce przyspiesza tępo, gdy orientuję się co znajduje się na płótnie. Przymykam oczy, oczekując jej reakcji, którą okazuje się głośne nabranie powietrza.
- Kiedy to namalowałeś? - zadaje pytanie, studiując każdy szczegół obrazu.
Przypominam sobie całą sytuację.
- Gdy na ciebie nakrzyczałem, wtedy jak pytałaś co mi jest. Umm... potem nie chciałaś mnie wpuścić do pokoju. Słyszałem jak płaczesz i nie pozwoliłaś mi się przeprosić. Byłem na siebie tak bardzo zły, a malowanie jest czymś co pozwala mi pozbyć się uczuć, przelać je na papier - gdy kończę swój wywód, unoszę wzrok, który utkwiony miałem w podłodze. Niebieskie oczy spotykają moje i jestem pewny, że mógłbym w nich utonąć. Są one podejrzanie zeszklone. Powiedziałem coś nie tak? Przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze muszę wszystko zepsuć.
Rose POV:
W mojej głowie, panuje istny mętlik. Dlaczego chłopak chce, żebym z nim zamieszkała? Dlaczego pokazuje mi to wszystko, dlaczego mnie namalował? Chcę zadać mu te wszystkie pytania, ale boję się, że gdy tylko to zrobię to wszystko zniknie. Zniknie jego miła strona, a pojawi się ta wredna, złośliwa. Cóż, kocham je obie. Uświadomiłam to sobie, gdy zobaczyłam te wszystkie obrazy. Mimo, iż nie jestem osobą, która zna się na sztucę mogę stwierdzić, że są one wspaniałe. Tak jak ich autor, który wpatruje się teraz we mnie przenikliwie. Najbardziej jednak poruszył mnie obraz, przedstawiający mnie. Był niemal identyczny i tu pojawia się kolejne pytanie. Jak Matt mógł narysować mnie z taką dokładnością, nie mając żadnego wzoru. Niemożliwe, żeby malując mnie z pamięci, mógł zawrzeć każdy najmniejszy szczegół.
W kącie pokoju zauważam jeszcze jedno płótno, ale jest ono obrócone tyłem, więc nie wiem co się na nim znajduje. Jakaś część mnie podpowiada mi abym to sprawdziła, więc zrywając nasz kontakt wzrokowy i podążam w jego stronę. Rzucam mu niepewne spojrzenie. Waham się gdy dostrzegam w jego oczach konsternację. Nie słysząc jednak sprzeciwu, sięgam po obiekt moich myśli i obracam w swoją stronę.
Dzieło przedstawia małego chłopczyka, może mieć około siedmiu lat. Siedzi skulony pośrodku dużego łóżka, zasłaniając uszy swoimi małymi rączkami. Jego oczy są zaciśnięte. Sprawia wrażenie przestraszonego dziecka, które chce odciąć się od świata, który go otacza. Z niewiadomych dla mnie powodów, obraz wywołuje we mnie smutek, który powoli ogarnia całe moje ciało. Obracam się w stronę Matta, który teraz stoi kawałek za mną. Jego wzrok utkwiony jest, ponad moim ramieniem. Wtedy to do mnie dociera. Chłopiec z obrazu, to Matt. Gdy nasze oczy spotykają się po raz kolejny tego dnia, dostrzegam ból w jego tęczówkach. Mam ochotę zabrać od niego całe cierpienie. Wszystko co sprawiło, że to małe dziecko czuło się smutne bądź niechciane,powinno za to zapłacić. Bo chłopak, który na początku wydawał się rozpieszczonym przez życie bachorem, teraz ukazuje mi swoją drugą twarz. Twarz osoby skrzywdzonej przez życie.
Notka od autora:
Dziś jest w terminie :P
Nie wierzę, ale do końca tego opowiadania zostało już tylko 6 rozdziałów!
Do końca szkoły już tylko 16 dni! Kto się cieszy tak jak ja? :D
cuudo*..*
OdpowiedzUsuń