środa, 27 kwietnia 2016

Rozdział 18


Matt POV:
Przeciskam się pomiędzy ścianą, a parą napalonych nastolatków. Rozglądam się wokół siebie, ale nigdzie nie zauważam brunetki. Warczę pod nosem, za co zostaję obrzucony spojrzeniem blondynki obok. Uśmiecha się do mnie, nawijając kosmyk tlenionych włosów na palec. Lustruję jej ciało. Krótka sukienka, która odkrywa tyle, że równie dobrze mogłoby jej w ogóle nie być. Mam ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że wysokie szpilki oraz mocny makijaż nie sprawią, że będzie ładniejsza. A wręcz przeciwnie. Krzywię się, ponieważ nigdy nie zrozumiem toku myślenia takich dziewczyn. Rosie jest naturalna i piękna. Te wszystkie laski, nie są w stanie jej dorównać.                         
Odwracam się, wchodząc do kuchni i od razu uderza we mnie woń dymu papierosowego. Rozglądam się, natrafiając wzrokiem na dwójkę nastolatek, które chichoczą pijąc kolejnego już drinka. Ledwo trzymając się na nogach podchodzi do nich brunet, obejmując je obie w pasie. W drugim końcu pomieszczenia, na blacie siedzi dziewczyna i całuje się zachłannie z łysym dresem. Wyjmuję telefon z tylnej kieszeni spodni, sprawdzając godzinę.
Dlaczego w ogóle błądzę po obcym domu? Zgubiłem brunetkę i jej przyjaciółkę, jakieś pół godziny temu. Powiedziały, ze idą do łazienki i zaraz wrócą. Brat Emily wyszedł już dawno, zabierając ze sobą jakąś laskę. Przynajmniej wiem, że nie ma go przy Rose. Postanawiam iść na górę, ponieważ przeszukałem już cały parter. Jak tylko znajdę tą małą kłamczuchę to pokarzę jej , że mnie się nie okłamuje.
Na piętrze jest odrobinę ciszej. Muzyka nie jest tak głośna jak na dole. Nie ma też tu tych wszystkich ludzi. Jest już grubo po drugiej w nocy, a imprezowicze nadal nie opuszczają domu właściciela. Zaglądam do pierwszego pokoju, ale nikogo tam nie ma. Jest dość czysto i zdaję się, że jest to sypialnia rodziców chłopaka. Ciekawe czy wiedzą, co synek robi jak ich nie ma. Idąc dalej, dochodzą do mnie ciche głosy. Podchodzę bliżej i staję obok lekko uchylonych drzwi. Przez szparę, na korytarz wpada smuga światła.  Oddycham z ulgą, gdy rozpoznaję głos nastolatki. Mam zamiar tam wejść i porządnie na nią nakrzyczeć. Przez nią martwiłem się jak cholera. Myślałem, że coś jej się stało. Wyobrażałem sobie, że jakiś pijany koleś ją dotyka… a ona jest tylko moja. Z zamyślenia wyrywa mnie głos rudowłosej.
- Powinnaś mu to powiedzieć – sugeruje, niepewnie, jakby obawiała się reakcji przyjaciółki.
- Oszalałaś? Wyjdę na kretynkę. Co ja mam niby mu powiedzieć? – gorzko się śmieje. Postanawiam im nie przerywać, ponieważ jestem ciekawy o co chodzi. Co i komu ma powiedzieć?
- Prawdę? No Rosę, proszę cię! – karci ją druga dziewczyna.
- Tss… jasne. A jeśli mnie wyśmieje? – zdezorientowany coraz bardziej, zdaję sobie sprawę, że nie powinienem podsłuchiwać. Ale jakaś niezrozumiałe dla mnie uczucia, chcą wiedzieć wszystko, co dotyczy brunetki – Mam do niego podejść i prosto z mostu , powiedzieć, że się w nim zakochałam? Jak ty to sobie wyobrażasz? – słyszę i czuję w klatce piersiowej dziwny ucisk. Zakochała się w kimś. Moja Rose jest w kimś zakochana. Nie, nie moja. Nigdy nie była moja. I wychodzi na to, że nigdy już nie będzie. Odwracam się z zamiarem zejścia do kuchni. Cała noc nie piłem, ale teraz jeśli zaraz tego nie zrobię, to chyba oszaleję. W głowie pojawiają mi się obrazy brunetki w objęciach jakiegoś kolesia. Biorę do ręki butelkę wódki i wychodzę przed dom. Wrześniowe powietrze nie jest jeszcze takie chłodne, więc siadam na masce mojego samochodu. Upijam łyk alkoholu i krzywię się, gdy czuję jego okropny smak.
Piję tak, dopóki butelka nie zostaje opróżniona do połowy. Kręci mi się w głowie, ponieważ narzuciłem sobie zbyt szybkie tempo. Mam słabą głowę, co potęguje stan w jakim się znajduję. Odchylam głowę do tyłu, wpatrując się w niebo. Dlaczego to tak bardzo boli?

Rose POV:
Opuszczam imprezę z natłokiem myśli w głowie. Rozmowa z rudowłosą tylko dodatkowo namieszała i teraz nie mam pojęcia, co zrobić. Zrozumiałam, że jestem zakochana w blondynie ale wątpię, że moje uczucia są odwzajemnione.
Rozglądam się  po podjeździe, na którym stoi pełno samochodów, ale panujący wszędzie mrok uniemożliwia mi zobaczenie czegokolwiek. Udaję się w stronę, w której pamięta, że zostawiliśmy samochód. Jakie jest moje zdziwienie, gdy dostrzegam chłopaka, leżącego na masce. Nie zauważa mnie, gdyż jego głowa zwrócona jest ku górze. Gdy podchodzę bliżej zauważam w jego ręce, pustą butelkę. Krzywię się na myśl, że opróżnił ją sam. Ciekawe jak teraz wrócimy do domu.
Zatrzymuję się przy jego nogach i trącam lekko jedną z nich. Mam zamiar to ponowić, ale zatrzymuję swoje ruchy, gdy brązowe tęczówki w końcu na mnie spoglądają. Czekam, aż chłopak coś powie, pokrzyczy mnie za zniknięcie, ale on tylko patrzy, a jego mina nie wyraża żadnych emocji.
- Coś się stało? – pytam niepewnie, skrępowana jego zachowaniem. Wiem do czego zdolny jest pod wpływem, więc trzymam się od niego w bezpiecznej odległości. Mój wzrok ląduje, na jego ustach, które właśnie oblizuje.
- Szukałem cię – informuje mnie pustym głosem. Marszczę czoło, gdy nie odpowiada na moje pytanie.
- Przepraszam – szepczę jedynie, ponieważ czuję się winna. Już wolałabym, żeby krzyczał jak zawsze. Spokój, który od niego bije jest niepokojący, zważając na jego wybuchowy charakter.
Przyglądam się jak wyjmuje telefon i coś na nim stuka, po czym przykłada go do ucha. Z rozmowy, którą prowadzi wnioskuję, że zadzwonił po taksówkę. Oddycham z ulgą, ponieważ jestem już zmęczona i chcę się znaleźć w swoim łóżku. Cieszę się, że jest na tyle rozsądny i nie chciał sam kierować.
Czas do przyjazdu transportu mija nam w ciszy. Budzę chłopaka, gdy dojeżdżamy do domu, ponieważ zasnął w połowie drogi. Alkohol, który wypił powoduje, że muszę go przetransportować do jego pokoju, wcześniej płacąc kierowcy. Obejmuję blondyna w pasie i po cichu wprowadzam do domu. Modlę się, żeby Hannah i Josh nas nie usłyszeli. Gdy pokonujemy schody jestem już tak zmęczona, że gdy tylko wchodzimy do pokoju, opadam z nim razem na łóżko. Jasnowłosy od razu wtula się w poduszkę, ale próbuję go obudzić aby zdjął brudne i przepocone ubrania. Gdy nie reaguje postanawiam zrobić to sama. Zdejmuję mu buty, a następnie z wielkim trudem przeciągam mu przez głowę koszulkę. Koszulę, którą miał wcześniej zostawił w jego samochodzie. Zapatruję się na jego umięśniony tors i nie mogąc się powstrzymać, przesuwam po nim lekko palcem. Chłopak jęczy coś niezrozumiale, więc szybko się opanowuję. Przełykam ślinę, gdy zaczynam rozpinać mu spodnie. Niechcący przesuwam dłonią po jego bokserkach. Dochodzi do mnie pomruk aprobaty ze strony blondyna. Chwilę na niego patrzę, zastanawiając się czy chłopak tylko nie udaje, że śpi. Wracam do zsuwania dolnej części garderoby, co idzie mi bardzo trudno. Gdy w końcu udaje mi się je ściągnąć wraz ze skarpetkami, przykrywam go kocem. Przeczesuję palcami jasne kosmyki, wiedząc jak bardo to lubi, po czym odwracam się z zamiarem wyjścia. Gdy jestem już przy wyjściu, wydaje mi się, że Matt szepcze moje imię. Spoglądam w jego stronę, ale znajduje się on w takiej samej pozycji w jakiej był, więc gaszę światło i wychodzę z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.






Notka od autorki:
Yey już 18 rozdział! Sama nie wiem jak ma skończyć się ta historia... Piszę coś nowego, a to nie sprawia mi satysfakcji, ponieważ wiem jak beznadziejne jest. Aż dziwię się, że niedługo wybije swa tysiące wyświetleń. Cóż... najwyraźniej ktoś to czyta co jest dziwne. Kończę tą samokrytykę.
Do następnego!

środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział 17

Po przeczytaniu zostaw komentarz, proszę.


Matt's POV:

- Cześć - rzucam, wchodząc do kuchni w niedzielny poranek. Cała rodzina siedzi przy stole, jedząc śniadanie i rozmawiając. Przyglądam się Rose. Od wczorajszego incydentu unika mnie i nie powiem, wkurza mnie to. Teraz tak samo, nie unosi nawet wzroku znad swojego talerza. Prycham pod nosem, ponieważ i tak wiem, że mi ulegnie. Zawsze to robi. Wyciągam mleko z lodówki i piję prosto z kartonu, co spotyka się z protestem Hannah. Posyłam jej uroczy uśmiech, na który zawsze mięknie i siadam obok nastolatki. Jej ciało nieznacznie się spina i zaciska piąstkę na łyżeczce. Uśmiecham się pod nosem, odpowiadając na pytanie Josha. Gdy uwaga z mojej osoby, przenosi się na Daisy, kładę rękę na kolanie brunetki. Zamiera i próbuje ją zdjąć. Marszczy brwi na swoje nieudolne próby i w końcu odpuszcza. Gładzę kciukiem jej udo sunąc wyżej i podwijając przy tym jej krótką, szarą spódniczkę. Do tego ma na sobie biały top, odsłaniający jej płaski brzuch. Kurwa, jest taka seksowna. Mam ochotę robić z nią tyle rzeczy. Na moje poczynania wydyma swoje usteczka, a mój penis drga na myśl, co mogłaby nimi robić. Przypomina mi się jej twarz wykrzywioną w przyjemności, ale szybko reflektuję się. Nie mam zamiaru siedzieć z erekcją, przy stole pełnym ludzi.
- Kiedy skończy się remont? - chwilę zajmuje mi żeby zorientować się, że pytanie zostało skierowane do mnie.
- Hmm... a co? Już chcesz się mnie pozbyć? - posyłam mu ironiczny uśmiech. Josh mierzy mnie ostrym wzrokiem.
- Przecież wiesz, że nie o to chodzi - odpowiada - Z ciekawości pytam.
- Za niecałe dwa tygodnie powinno mnie już tu nie być - na moje słowa brunetka, w końcu podnosi swój wzrok. Puszczam jej oczko i ściskam udo.
- Nie chcę, żebyś się wyprowadzał - słyszę smutny głos czterolatki. Dziecko wstaję od stołu i idzie do mnie, więc z niechęcią zdejmuję rękę z nogi Rose. Usadzam blondynkę na swoich kolanach i momentalnie czuję, jak wtula się we mnie.
- Ej księżniczko, przecież wiesz, że będę was odwiedzał - zapewniam ją, głaszcząc po plecach.
- Nie kłam. Ostatnio też tak mówiłeś, a nigdy cię nie było - burczy mi w koszulkę. Bo wtedy nie było tu pewnej osoby, myślę sobie.
- Teraz na pewno będę - zapewniam, całując ją w czubek głowy.
- Dobra - mówi powoli, po czym uśmiecha się szeroko - Ale zabierasz mnie dzisiaj do parku!
- Ehh... no dobra - zgadzam się, uśmiechając się do małej. Jest jedyną osobą, której nie potrafię odmówić. No, prawie jedyną. Spoglądam na dziewczynę obok i uśmiecham się przebiegle - A co ty na to, żeby Rose pojechała z nami?
- Taaak - piszczy mała i patrzy prosząco na wspomnianą osobę.
- Nie mogę dzisiaj - rzuca, przepraszający uśmiech Daisy - Umówiłam się już z Emily.
- Szkoda - uśmiech blondynki gaśnie, ale już za chwilę zeskakuje z moich kolan i biegnie do salonu. W trakcie naszej rozmowy Hannah i Josh wyszli, więc teraz znajdujemy się sami w pomieszczeniu.
- Jeżeli nie zgodziłaś się, tylko dlatego, że ja z wami idę to wo... - mówię, przypatrując się jej gdy nagle mi przerywa.
- Umówiłam się z Emmą i jej bratem na imprezę. To nie przez ciebie, nie pochlebiaj sobie - posyła mi bezczelny uśmiech, który ignoruję. W mojej głowie odbija się tylko jedno słowo. Impreza.
- Gdzie? - pytam twardo.
- Co, gdzie? - pyta zdezorientowana dziewczyna i sprząta swój talerz ze stołu. Wstaję za nią i wpatruję się w tył jej głowy, gdy zmywa naczynie.
- Gdzie idziesz na tą imprezę? - ponawiam.
- Do jakiegoś chłopaka ze szkoły. Co cię to obchodzi w ogóle?
- Jakiegoś? Czyli go nie znasz, ale idziesz do jego domu? - kręcę głową, oczekując odpowiedzi.
- Idę tam z Emily i Ethanem. Po drugie będzie tam dużo innych ludzi - odwraca się do mnie, unosząc lewą brew. Na imię chłopaka spinam się. Pamiętam, jakim wzrokiem patrzył na nią, gdy odbierałem ją z rozpoczęcia.
- Idę z tobą - oznajmiam i odwracam się, wychodząc z kuchni. Słyszę za sobą kroki dziewczyny.
- Nie, nie idziesz - mówi do mnie i burczy pod nosem, gdy jej nie odpowiadam. Wchodzi za mną do mojego pokoju. Ignoruję jej obecność, w duchu śmiejąc się z jej oburzenia. Pociąga mnie, gdy jest taka zdenerwowana. Opieram się tyłkiem o biurko. Rose stoi przede mną, mając ręce splecione na piersi. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie widoki mi teraz zapewnia.
- Skarbie, powiedziałem coś - stawiam się jej.
- Dupek - syczy na mnie i zagryza wargę. Moje oczy obserwują, jak powoli staje się ona czerwieńsza.
- Uroczo się denerwujesz - rzucam, na co patrzy na mnie ostro. Kocham skupiać jej uwagę na sobie.
- Pieprz się! - krzyczy i obraca się z zamiarem wyjścia.
- Z tobą zawsze! - odkrzykuję jej i śmieję się, gdy trzaska drzwiami.
Kładę się na łóżku, zamykając oczy. Kurwa, co ty ze mną robisz dziewczyno?

***

Rose POV:

Granatowe spodnie z wysokim stanem, bordowa, obcisła bokserka i skórzana kurtka. Taki zestaw zakładam na siebie, gdy wieczorem szykuję się do wyjścia. Wyprostowałam włosy, dlatego teraz, są dłuższe niż normalnie. Bordowy kolor szminki, oraz czarna kreska na powiece. Ubieram czarne szpilki i rzucając ostatnie spojrzenie w lustro, wychodzę z pokoju. Udaję się do sypialni mamy i Josha, żeby poinformować, że już wychodzę. Po małym wykładzie, o tym że jutro szkoła i mam wrócić wcześnie, schodzę na dół. 
- Gotowa? Świetnie, więc jedziemy - blondyn lustruje mnie wzrokiem. 
- Słucham? - nie myślałam, że mówi serio. Dlatego stoję teraz z szokiem wypisanym na twarzy, co musi być wybitnie zabawne, sądząc po minie Matta. Chłopak przewraca oczami i odwraca się do mnie tyłem. Zmierza w kierunku wyjścia, a ja za nim podążam. Wzdycham w irytacji i piszę wiadomość Emily, żeby po mnie nie przyjeżdżała. Mam nadzieję, że jeszcze nie wyjechali. Brązowooki przytrzymuje mi drzwi, gdy wsiadam do samochodu. Widać jak cieszy się, że postawił na swoim. Postanawiam nie odzywać się do niego przez cały wieczór, więc od razu gdy ruszamy, włączam radio. Słyszę jego ciche nucenie i spoglądam na niego. Skupiony na prowadzeniu, wystukuje rytm palcami na kierownicy. Na sobie ma czarne, wąskie spodnie, biała koszulkę i czerwoną koszulę w kratę, a na nogach czarne trampki. Pełne usta ma wykrzywione w półuśmiechu. Blond kosmyki, które wydają się przydługie, ponieważ często odgarnia je z czoła. Prezentuje się dobrze, nawet bardzo dobrze. Na pewno dużo dziewczyn chciałoby, żeby został ich chłopakiem. Czuję ukłucie zazdrości. Wiem, że nie powinnam być zazdrosna, ponieważ nie jesteśmy ze sobą. Ale gdy pomyślę, że mógłby przytulać inną dziewczynę, całować ją...
- Wiem, że jestem przystojny, ale zaraz przewiercisz mnie wzrokiem, skarbie - słyszę niespodziewanie. Rumienię się i odwracam pospiesznie wzrok. 
- Patrz na drogę - syczę, gdy uśmiecha się do mnie, ukazując dołeczki, w których jestem absolutnie zakochana. I chyba nie tylko w nich, podpowiada mi serce, gdy słyszę jego ochrypły śmiech.





środa, 13 kwietnia 2016

Rozdział 16


   Cienie pod oczami, które widnieją na mojej twarzy są skutkiem nieprzespanej nocy. Mama próbuje dociekać, gdy mijamy się rano w kuchni, czy coś się stało ale zbywam ją i zalewam kawę w kubku. Przez cała noc nie zmrużyłam oka, a wszystko to wina tego dupka. Nawet nie wiem, czy wrócił wczoraj do domu. Po tym, jak nie reagowałam na jego przeprosiny i dobijanie się do mojego pokoju, wyszedł. Słysząc trzask drzwi wyjściowych rozpłakałam się jeszcze bardziej. Myśli zaprzątające moją głowę pozwoliły mi dojść do wniosku, że najlepiej będzie jeśli odetnę się od blondyna już teraz. Im później to nastąpi, tym trudniej będzie mi się pogodzić z widokiem jego i innej dziewczyny. Zalewam płatki mlekiem i zabierając, przygotowany wcześniej napój oraz miseczkę, siadam przy kuchennym stole. Jedyne co mnie pociesza to świadomość tego, że jest sobota i nie muszę iść do szkoły. Przeżuwam szybko płatki, gdy dobiega do mnie dzwonek. Wstaję z krzesła poprawiając, krótkie spodenki oraz bluzkę na ramiączkach. Nie mam czasu iść się przebrać, więc zmuszona jestem otworzyć drzwi w piżamie. Swoją droga ciekawe, kto w sobotę o dziesiątej rano, mógł do nas przyjść. Naciskam na klamkę i moim oczom ukazuje się zielonooki brunet. Szczerzy się do mnie i lustruje wzrokiem moje ciało, na co czerwień oblewa moje policzki.
- Cześć! - odzywa się gość.
- Umm... cześć? W czym mogę pomóc? - pytam skrępowana. Chłopak na mój niepewny ton, śmieje się cicho. Marszczę czoło i wbijam w niego wzrok, dając tym znak, że czekam na odpowiedź.
- Ja do Matta - tłumaczy i nie czekając na zaproszenie przeciska się obok mnie, idąc w stronę salonu. Zamykam drzwi i podążam za nim. Nieznajomy leży rozwalony na kanapie, a ja patrzę niedowierzająco.
- Możesz mi powiedzieć, co robisz? - rzucam już nieźle wkurzona jego bezczelnym zachowaniem.
- Zawołasz go?
- Sam sobie go zawołaj, jak chcesz! - warczę zdenerwowana tym, jak olewa moje pytania.
- Czemu taka niemiła? - wydyma dolną wargę i patrzy na mnie dużymi oczyma. Prycham, ale czuję jak na mojej twarzy formuje się mały uśmiech - No dalej, uśmiechnij się, piękna.
- Daruj sobie. A skoro to twój kolega, to powinieneś wiedzieć, gdzie jest jego pokój. Jak widać nie krępujesz się z poruszaniem po czyimś domu.
- Zadziorna! Pociąga mnie to, słońce - rzuca i znów, wędruje wzrokiem po moim ciele. Już mam mu coś odpyskować, gdy słyszę za sobą dobrze znany mi głos.
- Alex, lepiej powiedz co cię nie pociąga! - warczy stojąc za mną, więc nie jest mi dane widzieć wyrazu jego twarzy, Głos wskazuje, że nie jest zadowolony.
- Ohh... no ale twoja słodka koleżanka, robi to jeszcze bardziej. Masz takie boskie ciało, skarbie - mruczy, jak się dowiedziałam Alex.
- Opanuj się stary! - warczy zdenerwowany Matt, po czym odwraca mnie do siebie za ramię. Wyrywam mu się i piorunuję spojrzeniem. Jak widać wczorajszy strach, przed tym, że może mi coś zrobić już dawno się ulotnił. Na jego twarzy widoczne są fioletowe siniaki i zadrapania - Idź na górę i się ubierz! - mówi opanowanym głosem, ale szczęka drży mu, jakby powstrzymywał się przed wybuchem.
- Nie będziesz mi rozkazywał! Przebiorę się jak będę chciała - protestuję, zirytowana jego zachowaniem.
- Rose, nie wkurwiaj mnie. Proszę, na razie spokojnie, żebyś poszła do siebie.
- Wyluzuj Matt, przecież jeśli, nie chce to niech z nami zostanie. Ja się nie obrażę - wtrąca się kolega blondyna i puszcza mi oczko, widocznie rozbawiony sytuacją, jaka się przed nim rozgrywa.
- Nikt nie pytał cię o zdanie - mierzy go spojrzeniem - Na górę!
- Pierdol się - syczę mu w twarz i zmierzam w stronę kanapy, żeby usiąść obok ciągle szczerzącego się chłopaka. Nie dane mi jest jednak dotrzeć do celu, gdyż już po chwili czuję ramiona oplatające mnie w pasie, a po chwili jestem przewieszona, przez umięśnione ramie. Uderzam go w plecy i próbuję się wyrwać, przy akompaniamencie rechotu gościa.
- Puść mnie idioto!
- Miło by było jeśli przestałabyś się wyrywać, chyba że chcesz, żebyśmy razem spadli z tych schodów - uspokajam się, ponieważ nie uśmiecha mi się wizja połamanych kończyn.
- Nienawidzę cię - mruczę zrezygnowana.
Mój oprawca, stawia mnie na podłodze w moim pokoju i jak tylko uwalnia mi ręce, robię zamach ale moja ręka zostaje zatrzymana kilka centymetrów od jego twarzy. Zauważam, że znajdujemy się bardzo blisko siebie, a to wcale nie ułatwia mi w uspokojeniu się. Nozdrza chłopaka, poruszają się podejrzanie, a oczy ciskają we mnie pioruny, Wzdrygam się pod tym spojrzeniem i odruchowo cofam do tyłu. Chłopak podąża za mną ponieważ, nadal trzyma mi unieruchomioną rękę.
- Co chciałaś zrobić? - warczy i popycha mnie do tyłu. Przeszywający ból rozchodzi się po moim ciele gdy uderzam w ścianę za mną. Nie mam jednak czasu, aby o tym myśleć, ponieważ już za chwilę większe ciało przyciska mnie do niej. Uparcie wpatruję się w podłogę, ale blondyn siłą unosi mi głowę, trzymając za szczękę. Przybliża do mnie twarz i zaciska bardziej rękę, którą unieruchamia mi ręce. Jęczę cicho z bólu.
- Byłaś bardzo niegrzeczna, Rose - szepcze mi wprost do ucha - Nie sądzisz, że powinnaś zostać za to ukarana? - moje oczy rozszerzają się i mam nadzieję, że się przesłyszałam.
Niespodziewanie Matt ciągnie mnie za sobą i delikatnie, jak na wcześniejsze poczynania, sadza na swoich kolanach. Siedzę okrakiem i próbuje zignorować erekcję chłopaka, wbijającą się w mój tyłek. Karcę się za to, że moje ciało pokrywa gęsia skórka, spowodowana jego dotykiem.
- Co ty ro...
- Cicho, skarbie - szepcze prosto w moje usta. Mam ochotę się wyrwać, ale blondyn skutecznie krępuje moje ruchu.
Jego ręka podwija moją koszulkę i przesuwa się po linii kręgosłupa. Ciarki przechodzą przez całe moje ciało. Wsuwa palce za materiał moich spodenek. Chcę protestować, ale przez moje zaciśnięte gardło, wydostaję się tylko westchnienie, Nagle, chłopak szybkimi ruchami, zaczyna pocierać moją kobiecość, a ja momentalnie nieruchomieję. Cieszę się, że twarz mam schowaną w jego szyi i nie widzi mojej czerwonej twarzy. Jęczę przeciągle i zaciskam kurczowo ręce na jego ramionach.
- Spójrz na mnie! - żąda, a ja w obecnym stanie, nie potrafię się mu sprzeciwić. Podnoszę głowę i wpatruję się w jego oczy. Moje podbrzusze zaciska się coraz bardziej i w momencie, gdy jeden z jego palców wsuwa się we mnie, dochodzę krzycząc jego imię.





Notka od autorki:
Um... także tego. Udajmy, że tej ostatniej sceny nie było.
Jestem do dupy, w pisaniu tych rzeczy od autorki, więc musicie mi wybaczyć.
Do następnego!

środa, 6 kwietnia 2016

Rozdział 15

Proszę o zostawienie po sobie komentarza.



- Nie rozumiem, o co chodzi tej jędzy! Gdybyś jej się postawiła, ale nic nie zrobiłaś tak? - pyta po raz kolejny rudowłosa. Przełykam moją sałatkę i kiwam głową. Od kilku minut siedzimy na stołówce, a ja wysłuchuję wywodu Emily na temat naszej nauczycielki od angielskiego. W dawnej szkole uwielbiałam tą lekcja, a teraz jest dla mnie istnym koszmarem. Od początku nauczycielka się mnie czepia. Dzisiaj przeszła już samą siebie gdy wypomniała mi, że mój strój nie jest odpowiedni do szkoły, a gdy chciałam protestować, dostałam karę i zamiast wrócić po lekcjach do domu, spędzę godzinę w klasie razem z panią Anderson. Zrozumiałabym, gdybym rzeczywiście źle się ubrała. Ale miałam na sobie czarne rurki i biały top, który według niej, odsłaniał mi cały brzuch co było nie prawdą. Połowa dziewczyn z mojej klasy była ubrana gorzej, ale to mi się dostało. Tak samo było w zeszłym tygodniu, gdy zapomniałam oddać wypracowanie.

- Nie rozumiem tego... To że nie lubi wszystkich uczniów jest oczywiste, ale mnie nie lubi szczególnie bardzo - odkładam widelec, ponieważ straciłam apetyt.

- No i co, nic z tym nie zrobisz? Pozwolisz, żeby tak cię traktowała? - oburza się dziewczyna.

- Ale co ja niby mogę zrobić? Ona jest nauczycielką, a ja uczennicą. Nawet jakbym poszła do dyra to nic mi to nie da, bo to jego ulubienica - rzucam sarkastycznie.

- Proszę cię, nie moż... - nie dokańcza, ponieważ do stolika dosiada się jej brat.

- O czym rozmawiacie? - pyta i wkłada do ust frytkę, którą zabrał z tacy Emily.

- O tej starej wiedźmie! - Ethan unosi pytająco brew - No o Anderson! Znowu czepiała się Rose!

- O co tym razem?

- Nieodpowiedni strój! Dasz wiarę? - wykrzykuje, na co osoby siedzące obok obracają się w naszą stronę.

- Czego się gapicie?! - warczy bliźniak. Zdążyłam zauważyć, że nie jest on najmilszą osobą. Zaczynam przyzwyczajać się do jego buntowniczego charakterku ale to trudne, ponieważ nigdy nie wiadomo jak zareaguje na daną sytuację. Ulżyło mi trochę, gdy dowiedziałam się, że jego wroga postawa nie jest skierowana tylko do mnie. Jedyną osobą do której odnosi się milej jest jego siostra. Siedzę zakłopotana, gdy jego czarne oczy skanują moją sylwetkę, aż w końcu oczy zatrzymują się na mojej twarzy. Uśmiecha się, gdy na moje policzki wkrada się zdradliwy rumieniec.

- Ohh... Nieodpowiednio? To ciekawe co powiedziałaby, gdyby zobaczyła Amber - chłopak nawiązuje do "szkolnej królowej" - Przy niej wyglądasz jak zakonnica - posyła mi wredny uśmieszek.

- Dobra! Nie rozmawiajmy już o tym. Lepiej mi powiedz, co łączy cię z tym przystojniakiem, który ciągle po ciebie przyjeżdża! - szczerzy się rudowłosa. Jej brat też wydaję się ciekawy odpowiedzi.

- Nic! To tylko... ugh! My, mieszkamy razem, więc jest na tyle miły, że mnie podwozi. Co w tym dziwnego? - wykręcam się, ponieważ sama nie wiem czym jest nasza znajomość, a już na pewno nie chcę o tym rozmawiać przy Ethanie. Nie jesteśmy prawdziwą rodziną, ale nie jesteśmy też normalnymi przyjaciółmi jak myślałam wcześniej. Ponieważ przyjaciele nie całują się, nie trzymają się za ręce i nie spędzają ze sobą nocy. Przy przyjacielu nie powinnam czuć tego, co czuje przy blondynie.

- Jasne. Bo ci uwierzę! - prycha nastolatka, ale nie zdążam odpowiedzieć, ponieważ po pomieszczeniu rozchodzi się dźwięk dzwonka. Podnoszę torbę i podążam z przyjaciółką na lekcje.


***

- Już jestem! - krzyczę, zdejmując buty i wchodzę w głąb pomieszczenia. Nikt mi nie odpowiada, więc kieruję się do kuchni i rzucam torbę na stolik. Nalewam do wysokiej szklanki wody i robię spory łyk. Biegłam z przystanku do domu, ponieważ na niebie pojawiały się czarne chmury, które zwiastowały deszcz, a ja niekoniecznie chciałam być cała mokra. Nie pomyliłam się, ponieważ już za chwilę słychać krople, uderzające w szyby okien. Ruszam na górę, ale przystaję, gdy słyszę przekleństwo dobiegające z łazienki. W mojej głowie pojawiają się najczarniejsze scenariusze, więc karcę się za oglądanie horrorów. Podchodzę najciszej jak potrafię do uchylonych drzwi i popycham je tak mocno, aż odbijają się od ściany. Dźwięk rozbijanego szkła rozchodzi się po pomieszczeniu.

- Ja pierdole, Rose! Wystraszyłaś mnie! Co ty się tak skradasz? - Matt patrzy na mnie, stojąc obok umywalki. Obok jego nogi leży zbita fiolka z lekarstwami. Już mam mu opowiedzieć, ale zamieram gdy mój wzrok ląduje na jego twarzy. Oglądam wszystkie siniaki, które się na niej formują, następnie zatrzymuje się na rozciętym łuku brwiowym i krwawiącej wardze.

- Co ci się stało?

- Nic! - warczy i wraca do szukania czegoś w szafce - Gdzie, do kurwy, są te pierdolone bandaże?!

- Jak nic? Przecież widzę! - pytam, ale nie uzyskuję odpowiedzi - Matt! Mówię do ciebie!

- To nie jest twoja sprawa, więc spierdalaj stąd, dopóki mam jeszcze resztki cierpliwości! - wzdrygam się na jego podniesiony ton i robię krok do tyłu, wpadając na drzwi. Jego oczy spoczywają na mnie i dopiero teraz, dociera do niego co powiedział. Odwracam się i wybiegam z łazienki, słysząc jak woła moje imię. Wchodzę do pokoju, zatrzaskując drzwi i opadam na krzesło przy biurku. Drżącymi dłońmi ścieram ciecz, spływającą po moim policzku. Przed oczami mam twarz blondyna, gdy krzyczał. Była pełna furii i pierwszy raz bałam się, że chłopak mógłby mi coś zrobić. Dlaczego zawsze, gdy myślę, że między nami zaczyna się układać on wszystko musi popsuć? I jeszcze te wszystkie rany. Z kim mógł się pobić? Bo jestem pewna, że to właśnie musiało się stać.

Z rezygnacją zauważam, że nawet, gdy zostałam tak okropnie potraktowana to jedyne o czym mogę myśleć to, to czy go coś boli. Nienawidzę tych wszystkich uczuć, które władają moim ciałem, gdy on znajduje się w pobliżu. Nienawidzę, że gdy uśmiecha się do mnie w ten charakterystyczny sposób, moje serce bije ze zdwojoną siłą. Nienawidzę, że ciągle o nim myślę. A najbardziej nienawidzę, tych nawiedzających mnie myśli, że on nie czuje się tak w mojej obecności. On jest dla mnie kimś wyjątkowym, a ja tylko pasierbicą jego brata. Za niecały miesiąc wróci do swojego mieszkania, na swoje studia i mnie zostawi. A ja nie jestem pewna czy sobie z tym poradzę.





Notka od autorki:
Heej! Nasza Rose się zakochuje, a Matt jak zwykle wszystko psuje...
Dzięki za ostatnie komentarze tak w ogóle! :D Kto się cieszy, że zrobiło się ciepło? Gdyby tylko nie padało! No, ale nie ma co narzekać,trzeba się cieszyć z tego co jest!
Do następnego!